Dziesięć biegów ultra w 10 dni. Czy to możliwe? Jak tego dokonać? Zapraszam do relacji ;)
Zawsze zastanawiałem się jak to jest startować w zawodach, które trwają wiele dni. Miałem wprawdzie za sobą biegi trwające 2 dni oraz kilka biegów etapowych trwających od 3 do 5 dni ale jeszcze nigdy nie startowałem w zawodach trwających tydzień i dłużej. To naprawdę duże wyzwanie zarówno psychiczne jak i fizyczne nie wspominając już o logistyce. Dzień w dzień, gdy tracisz siły, zwiększa się ból w wszystkich miejscach ciała a aparat ruchu doprowadzony do skraju wytrzymałości oferuje coraz mniejszy zakres ruchu ;) To tak w skrócie...
Szukając wyzwań na sezon 2017, po określeniu startu głównego (opis będzie w kolejnej relacji) postanowiłem znaleźć cel pośredni, który będzie głównym sprawdzianem i mobilizacją do solidnych przygotowań. Taki schemat działania i planowania sprawdził się już w drodze do realizacji wcześniejszych moich największych celów np. Spartathlon.
Myślałem kiedyś o starcie w cyklu 7 maratonów w 7 dni lub nawet 10 maratonów w 10 dni...to wydawało się fascynujące choć wymagające sporego zaangażowania. Aż w końcu w międzynarodowym kalendarzu wypatrzyłem brytyjski festiwal biegowy, który w jednej z propozycji zawierał 10 biegów ultra w 10 dni ! Każdy z biegów rozgrywano na dystansie od 52 do 54 kilometrów ! Nie znam nikogo kto brał w tego typu zawodach więc zapaliła się lampka ciekawości.
Formuła zawodów była bardzo ciekawa - każdego dnia była osobna klasyfikacja i medal za ukończony każdy bieg. Zatem 10 zawodów w kolejne 10 dni !!! Była też klasyfikacja łączna jako suma wszystkich czasów...fascynujące ! Po tym jak okazało się, że dojazd jest dosyć dogodny tj. przez Londyn i Cambridge a kontakt z organizatorami wzorowy, nie miałem już wątpliwości, że na przełomie czerwca i lipca wezmę udział w tym dziesięciodniowym challangu.
Projekt nazwałem Bitwa o Anglię x 2 ponieważ czekała mnie batalia biegowa dwa razy w tym lubianym przeze mnie kraju. Anglię polubiłem już 20 lat temu z uwagi na zamiłowanie mieszkańców tego kraju do biegania i wielki szacunek do biegaczy, wręcz można mówić iż panuje tutaj kult biegania.
Ponownie utworzyłem wydarzenie na FB, które z jednej strony było dla mnie mobilizacją do treningów a także archiwizowaniem informacji i wrażeń na bieżąco a także pozwalało to na komunikację z osobami kibicującymi co pomagała w realizacji celu.
Poniżej treść postów, które ukazują przebieg przygotowań i samej bitwy. Największą zagadką pozostawało jak będę czuł się np. po 6,7,8 dniu zawodów.
Jest to swego rodzaju pamiętnik wraz z emocjami i realnym przebiegiem rywalizacji dzień po dniu.
POCZĄTEK
Czas odsłonić pierwszą kartę a raczej bitwę. Dokładnie za miesiąc startuję w extremalnym festiwalu biegowym. Wybrałem maxa czyli 10 ultra w 10 dni ;) Będzie to 6 tras w ciągu 10 dni zatem mam nadzieję , że w miarę będą się różnić ponieważ każdego dnia będziemy wybiegać z tego samego miejsca i wracać do miejsca startu czyli naszego obozu ;) Codziennie 52 km trailu co daje 520 km w 10 dni i rekordowy kilometraż tygodniowy około 364 km ;) Traktuję to jako przystawkę i kolejny decydujący etap przygotowań do dania głównego. Ponieważ będę jedynym Polakiem a kilku zagranicznych śmiałków również porwało się na taki kolosalny dystans więc tempo zapewne nie będzie spacerowe. Ps. pozostali uczestnicy festiwalu mają spory wachlarz możliwości np 10 maratonów w 10 dni, codziennie półmaraton , lub bieganie w wybrane dni. W 10 dni jeszcze tyle kilometrów nie biegałem więc regeneracja będzie tutaj kluczowa ;) Ciekawe czy np w 8 dniu będzie mi się chciało wyjść o 8 rano na kolejne 52 kilometry trailu.
A tak szczegółowo wyglądały przygotowania można rzec dziennik pokładowy. Można zaobserwować nakład pracy treningowej, zaangażowanie i rozkład poszczególnych elementów. Oczywiście zawsze można zrobić coś lepiej ale pamiętać trzeba, że to realizacja osoby pracującej , mającej codzienne obowiązki stąd czas na trening i regenerację jest jednak ograniczony.
Tydzień 1 (3-9 kwietnia)
Daty zapisane, zgłoszenia wysłane. Czas zatem zabrać się ostro do roboty ;)
1 i 2 kwietnia to spokojny kilometraż 18 km i 27 km.
3 kwietnia - 16 km
4 kwietnia- 18 km
5 kwietnia- 16 km
6 kwietnia- 20,5 km w tym podbiegi 100/100,200/200 300/300 400/400 x 2 (odpowiednio podbieg/zbieg)
7 kwietnia- 10 km
8 kwietnia- 20,5 km + 5 km R:25,5
9 kwietnia- 30 km w tym kross 21,097 km (narastająco od 5:20 do 4:40 bez spinania) , wieczorem 14,5 km R: 44,5 km
Tydzień razem : 150,5 km
Tydzień 2 (10-16 kwietnia)
Po mocnej weekendowej zakładce (25,5 + 30 + 14,5) pierwszy dzień lajtowy. Następne dni to powrót do objętości i w tym tygodniu wreszcie dwa dni z podbiegami choć mogłoby ich być znacznie więcej jednak zakładka nadal była odczuwalna więc nic na siłę.
10 - 10 km
11 - 20 km
12 - 15,5 km
13 - 19,5 km (w tym podbiegi 5x300m Cytadela)
14 - 21 km
15 - 17+ 12,5+2,5 R:32 km
16 - 8 km w tym 5x120m podbieg +wieczorem 14 km w tym 5x120m podbieg R:22 km
Tydzień razem: 140 km
Tydzień 3 (17-23 kwietnia)
To tydzień testu, który przebiegł lepiej niż przypuszczałem, 6 minut szybciej niż ostatnio. A tak relacjonowałem:
Trening ultra na dystansie 50 km podczas Orlen Warsaw Marathon wykonany : Pełne 50 km ze średnią 4:38/km to tempo dokładnie takie jakiego oczekiwałem. Bez kryzysu, mimo przeciwnego wiatru przez ponad 10km... Najpierw rozgrzewka w trochę zbyt szybkim tempie bo po 4.20-4.25/km, potem maraton i bezpośrednio za metą dokręcenie jeszcze brakujące 1,5km. Po drodze czyli od 1km - 42.195km maraton wyszedł w 3:14:38 (oficjalny w środku tej 50-ki ciut wolniej). Był to sprawdzian czy jestem już wybiegany na przyzwoitym poziomie w przyzwoitym tempie. Najważniejsze, że całe 50km przebiegnięte dosyć równo, bez kryzysu, w pełni kontrolowane i bez dociskania. Bardzo dobre ultra wybieganie i o to chodziło. Napieram zatem z treningami dalej, obecny efekt jest taki jaki oczekiwałem w optymistycznych założeniach. Ps. Sprawdzian zrobiony bez luzowania gdyż cały tydzień wyszedł w sumie 150 km ;) Jest moc !
A tak wyglądał tydzień:
17 kwietnia- 14 km
18 kwietnia - 23 (7,5 + 15,5 w tym 5xpodbieg i 5 x 1 min w tempie 3:45/km)
19 kwietnia - 14 km
20 kwietnia- 21 km w tym na pobudzenie 5km po śr 4:07 (4:14,4:16,4:02, 4:06, 3:55) t152/114
21 kwietnia - 18 km
22 kwietnia - 10 km trucht
23 kwietnia - 50 km (średnia 4:38/km,po drodze maraton 3:14:38)
Tydzień zamknięty 150 km i wszystko idzie w dobrym kierunku, kolejny tydzień zakładam spokojny ale plan co do objętości szacuję na około 140km.
Tydzień 6 (8-14 maja)
8 maja - 5 km odpoczynkowo
9 maja - 22 km
10 maja- 16,5 km
11 maja - 18 km (w tym 15x100m przebieżki)
12 maja- 21 km
13 maja - 17,5 + 6,5 R:24
14 maja - 34
Razem: 140,5
W internecie z lupą można szukać opisów treningów szczególnie do ultra. W zasadzie to chyba nigdy nigdzie takich nie widziałem stąd głównie trenuję na podstawie swojej wiedzy, doświadczeniu i znajomości własnego organizmu. Nie ma co ukrywać treningów bo komu by się chciało je powtórzyć ;) Poza tym często wynikają one z możliwości danego dnia lub dyspozycji. Gdyby była lepsza regeneracja na pewno jakościowo byłyby znacznie lepsze. Ale jest ok .
To był solidny tydzień. Bez obozu, bez startu ultra a kilometraż jak na zgrupowaniu mimo stacjonowania w Poznaniu i ogarniania spraw codziennych. W sumie 170 km ;) Aby dotrzeć tam gdzie niektórzy już są lub osiągnąć to co założone trzeba solidnie i systematycznie trenować. Nie ma nic za darmo...kiedy siedzicie wieczorem przed tv, grillujecie w weekend lub imprezujecie w piątek....gdzieś tam nad Maltą kończę właśnie kolejny długi trening ;) Napieramy ! Ostatnie 7 dni wyglądały tak:
Tydzień 7 (15-21 maja)
15 maja - 21 km w tym siłownia
16 maja - 23 km (w tym 10x100m przebieżki po 3:20/km)
17 maja - 27 km w tym 5km po 4:01/km
18 maja - 21 km w tym ostatnie 3km po 4:10-4:15
19 maja - 25 km
20 maja - 20 km
21 maja - 33 km w tym 6x400 podbieg
Razem: 170 km
Zawsze można coś poprawić. Jakościowo powinno być więcej krossu, podbiegów itp ale może to w kolejnych tygodniach uda się dołożyć.
Odsłona pierwszego celu sezonu 2017, który był przedsmakiem głównego dania ;)
Tydzień 8 (22-28 maja)
Właściwie niczym się nie wyróżniał. Zdrowie dopisuje i poprzedni tydzień z kilometrażem 170 w zasadzie aż tak bardzo nie wymęczył. Gdyby nie obowiązki ten tydzień udałoby się zakończyć liczbą 150 ale i tak z tych 145 km jestem bardzo zadowolony ponieważ nie jest łatwo by przy codziennych sprawach skleić tyle kilometrów.
Oto tydzień ósmy ;)
22 maja - 15 km
23 maja - 20 km w tym siłownia
24 maja- 15 km
25 maja - 22 w tym po 10km żywo 10km po śr 4:12/km luźno kontrolowane, 5km po 4:22, 5km po 4:02 razem 42:05
26 maja - 21 km
27 maja - 21 km
28 maja - 27+4 (31)
Razem: 145 km
Bardzo udany był trening tempowy, pełna kontrola, bardzo dobre samopoczucie po i średnia lepsza niż zakładałem przed treningiem szczególnie, że ostatnio rzadko mobilizowałem się do szybszego tempa. Ten trening utwierdził mnie,że z dużego kilometrażu można bez problemu biegać tempo w bardzo zadowalającym tempie i tętnie.
Tydzień 9 (29 maja - 4 czerwca)
Tydzień 10 (5-11 czerwca)
W zasadzie nic specjalnego, orka choć z dozą rozsądku przed mocnym sprawdzianem w najbliższy weekend. Gdyby nie to, kilometrów byłoby więcej ale test ma pokazać jak organizm reaguje na kilometraż podczas sprawdzianu. Na zmęczeniu nie miałbym możliwości odczytywania w pełni sygnałów organizmu. Jednego na pewno jestem pewien, będę rywalizował/walczył przede wszystkim z sobą nadając tempo na dystansie 72-73km po trailowej trasie. Kciuki się przydadzą bez wątpienia, w sobotę trzeba będzie pocierpieć by poczuć satysfakcję na mecie ;)
A tak wyglądał tydzień nr 10:
5 czerwca - 18 km
6 czerwca - 16,5 km (zakwasy w tym 5 podbiegów)
7 czerwca - 14 (zakwasy jeszcze trzymają)
8 czerwca - 18,5 km
9 czerwca - 14 km
10 czerwca - 31km (w lesie)
11 czerwca- 13 km
Razem 125 km
W tym tygodniu musiałem zrezygnować z siły i tempa z uwagi na mocne ponaciąganie po górkach, które pokonywałem w ubiegły weekend zbyt dynamicznie ;) Trzeba było również łapać świeżość przed testem.
___________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Po okresie przygotowań nastąpiło sprawdzenie formy jaką udało się przygotować na pierwsze poważne starcie z Anglią. 10 biegów ultra w 10 dni i to nie na zaliczenie ale z nastawieniem walki każdego dnia w celu osiągnięcia jak najlepszego czasu i zajęcia jak najwyższego miejsca w klasyfikacji generalnej. To oznaczało również ściganie się na każdym etapie a kluczem mogło się okazać odżywianie, regeneracja i jak najlepsza odnowa biologiczna.
Podróż z Poznania do Liverpoolu a następnie pociągiem do Cambridge przebiegła komfortowo. Kilka godzin na zwiedzenie okolic legendarnego uniwersytetu oraz magicznych uliczek w tym wyjątkowym mieście by następnie udać się autokarem do miasteczka Bury St. Edmunds skąd organizator odebrał mnie osobiście by dowieźć do małej miejscowości Suffolk.
Cambridge to piękne stylowe miasto ze swoim sławnym uniwersytetem, wyjątkowymi uliczkami i klimatem elegancji i szyku.
Wyjątkowa witryna sklepowa, eleganckie ubrania , szykowne i stylowe. W sam raz na niedzielną kawkę czy wyjście na spotkanie do wyższych sfer ;)
Uwielbiany Jaś Fasola i sklepiki jakże różne od wielkomiejskich i wszechobecnych w Polsce galerii...
A to miasto w pigułce ;) Nawet jak widać na brzegu dostosowane do odczytu dla osób niewidomych.
Na koniec tradycyjne fish and chips (rybka pychota) i można autokarem dostać się do Bury St. Edmund
Nasza baza....prawie jak obóz dla wojowników i dobre skojarzenie ponieważ będziemy walczyć do ostatniego tchu ;)
Szacunek dla organizatora, dyrektora zawodów Glena, odebrał nas z dworca autobusowego i mimo godzinnego spóźnienia naszego autokaru czekał by zawieźć nas biura zawodów. Ów dyrektor widząc jak pogoda uległa pogorszeniu zamiast noclegu w jednym z dużych namiotów zaproponował mi wraz z reprezentantem Indii zamieszkanie na czas zawodów wygodniejszym i przede wszystkim cieplejszym domku ;-) Było super !
Polski orzeł wylądował ;) Start/meta codziennych zmagań. Pogoda nie rozpieszcza ale powinno się poprawić. Rejestracja, aklimatyzacja i do boju !
Po krótkim rozpakowaniu poszedłem zwiedzić piękną okolicę. Uwielbiam takie klimaty, prawie jak w filmie Robin Hood. Jest coś takiego w tym kraju, że mógłbym zamieszkać tutaj z dnia na dzień.
Dobrze, że poszedłem zwiedzić okolicę pierwszego dnia, jak się okazało w trakcie zawodów byłem tak już zmęczony, że poza nasz obóz w zasadzie nie wychodziłem ;)
Drogowskaz, który będzie nam towarzyszył przez najbliższe 10 dni ;)
Jak widać niektóre trasy powtarzają się, strzałki odpowiadają kolorom tras jak można się domyślać pomarańczowy i czerwony pod wpływem zmęczenia może szczególnie się wymieszać ;)
Zaplecze kulinarne było rewelacyjne, pyszna kolacja, przygotowanie ekwipunku na pierwszy dzień zmagań i można było spokojnie położyć się do snu.
DZIEŃ 1
Mapa odebrana, numer przyznany. Codzienna odprawa to nasz rytuał. Grunt to wyspać się i zjeść dobre śniadanie. A wszystko to w gronie wspaniałych biegaczy z UK i z Francji.
Niby skromnie (w kolejne dni to już była prawdziwa uczta) ale jak się okazało to śniadanie dostarczyło dużo paliwa. Generalnie przy tak potężnym wysiłku jak 10 biegów ultra w 10 dni okazało się, że kaloryczne jedzenie to klucz do zasilania organizmu w odpowiednią energię a może i regenerację. To ważny element całej ultra układanki. Zbyt uboga dieta spowodowałaby ubytki w organizmie i opadnanie z sił z każdym dniem.
Pierwszy dzień, wielkie emocje i nie ukrywam baczna obserwacja "rywali", którzy mogą zagrozić ;) Z pozoru zwyczajni a okazywało się ,że wielu z nich ma po 300 - 400 przebiegniętych maratonów a ja jako jeden z nielicznych < 100 czułem się prawie jak młody i gniewny wśród weteranów ultra ;)
Za mną pierwszy dzień i to moment ,gdy człowiek uzmysławia sobie czy aby na pewno wie na co się zdecydował. Realnie wyszło 53.75km po terenie zróżnicowanym od asfaltu przez błoto , pola i las. Jutro ma być głównie błoto i trail. Trasa momentami bez oznaczeń tylko kartka z opisami angielskimi co autor miał na myśli stąd dzisiaj straciłem w sumie 10 minut . To również uświadomienie sobie, że nawet spokojnym tempem kilometry jednak same się nie zrobią :) To mega próba dla organizmu. Drugie miejsce i już można było przeanalizować strategię rywali, ich kondycję , obrane tempo i aspiracje ;) Widać już, że pierwsza trójka wyraźnie odskoczyła od reszty ale pamiętajmy, że przed nami jeszcze 9 dni i mogą pojawić się kontuzje lub wyraźne osłabienia. Pierwszy dzień zatem to tylko szczypta wstępnych informacji.
Od lewej Nick i Glen, wspaniali ludzie ! Ogarniali te zawody z wielką pasją. Zawsze jak ich widziałem na mecie z radością po męsku ściskaliśmy się stwierdzając WELL DONE, GREAT JOB ;)
Regeneracja to podstawa aby przetrwać tyle dni. Triathlonista mający za sobą wiele startów w IronMan opiekował się moimi mięśniami z wielkim profesjonalizmem.
Teraz wiem, że to był zdecydowany klucz do końcowego sukcesu.
DZIEŃ 2
Drugi dzień (dopiero) ogarnięty. Trudniejszy teren i 53 km w 5:43. Nie jest źle dzięki masażom i lodowatej wodzie w baseniku. Ludzie zaczynają delikatnie postękiwać więc nie ma lekko. Chyba pocieszenie jest tylko takie że po jurzejszym dniu będzie prawie 1/3 za nami. I pomyśleć, że będziemy tak biegać do następnej soboty :)))
Codziennie rano tuż po 7 dostawaliśmy mapę z opisem i zdjęciami newralgicznych punktów. Jednak oznaczenia na trasie były dość małe i rzadko. Zasady każdy znał to challange czyli radzimy sobie tak jak potrafimy na podstawie dostępnych map, zdjęć i tracków. Po tym jak dwa razy zgubiłem trasę w ostatnim dzień biegłem już w wczytanym trackiem do smartfona.
Jak widać teren był urozmaicony. Ku zaskoczeniu rywale słabo radzili sobie w terenie trailowym za to na asfalcie nadawali wymagające tempo.
W takim terenie zdecydowanie czułem się najlepiej ;) Treningi nie poszły na marne dla mnie czy asfalt czy trail tempo nie zmieniało się mimo trudniejszej nawierzchni.
Takie oto podbiegi naprawdę potrafiły dać w kość... a było ich sporo.
Chyba nigdy tyle jedzenia nie wstawiałem w relacjach ale wyobraźcie sobie dzień w dzień wybiegać na 52-54 kilometrów.
Apetyt był olbrzymi po takim wysiłku
Organizator i dwóch wspaniałych kucharzy dbało o nas jak w hotelu all inclusive. Pierwszy raz spotkałem się na biegach ultra w których dotychczas brałem udział aby kuchnia była tak urozmaicona i syta.
Wreszcie miałem okazję po wysiłku skorzystać z lodowatej wody. Muszę przyznać, że to dla mnie złoty środek do regeneracji po dużym wysiłku, polecam !
Każda sposobność, każda chwila i okazja do regeneracji to klucz by przetrwać ekstremalne 10 biegów ultra w 10 dni ;)
Pamiątkowe zdjęcie i można ten dzień odfajkować oraz iść przygotowywać się na kolejny , trzeci.
DZIEŃ 3
Dzień jak co dzień, swoją 50-kę trzeba przebiec ;) Odprawa i do boju ;)
Obecnie po 3 dniach jestem wiceliderem że stratą do lidera jakieś 1,5 h ale z przewagą nad trzecim ponad pół godziny. Najtrudniejsze jeszcze przed nami...mój rywal z 3 miejsca pobiegł dzisiaj mocno, myślałem że chce zniwelować większość straty do mnie. Codziennie ma mocny początek i o ile wczoraj dogoniłem go już na 16 kilometrze to dzisiaj dopiero koło 50-51km. Przyczaiłem się i z tempa 5:45 przyspieszyłem do 4:40 aby szybko... go minąć i nie dać mu złudzeń. Ruszył jednak za mną i nie odpuszczał na krok. Kiedy wbiegliśsmy na asfalt i zostało ostatnie 500-600m do mety, dokręcałem tempo. Było już naprawdę szybko i każdy dokładał wyższy bieg. Zastanawiałem się czy na serio włączyć sprinterski bieg ale miało by to sens gdyby był to finisz o podium. Na mecie zegarek wskazał końcowe tempo 3.14/km a ja puściłem rywala przodem gdyż takie tempo na finiszu na 52 kilometrze groziło już kontuzją dwugłowego. Tempo ostatnich 300m wskazało 3.26/km a zatem mocno. Nie chodzi aby wygrać pojedynczą bitwę ale całą 10-dniową "wojnę" :) ps. Dzisiaj całą trasa była asfaltową ale mieliśmy chyba z 30 podbiegów od 200m do nawet 500m. Samopoczucie jeszcze ok ;) Na zdjęciu z "rywalem" podziękowaliśmy sobie za wspaniały epicki finisz !
Stephen Baker i ja ;) Po pięknej sportowej walce serdeczni kumple ;)
Czy wspominałem już jakie pyszności nam serwowali? ;) Codziennie nowe pyszne dania ;)
Ależ był gaz i moc !!! Po lewej ostatnie 300m finiszu po 52 kilometrach biegu , po prawej niezły czas na mocno pofałdowanej trasie.
DZIEŃ 4
4 dzień za mną. Nazwałbym go asekuracyjnym. Mięśniowo ok ale pojawiło się na krzywych asfaltowych podbiegach przeciążenie przez co musiałem zwolnić. Pojawiało się to dwa razy i trwało w sumie kilkanaście kilometrów (czasami musiałem stanąć, sprawdzić, rozmasować). Żartów nie ma, tutaj samo ukończenie będzie wyzwaniem dla organizmu. Koło 40 kilometra puściło i mogłem wreszcie normalnie biec. Dostałem skrzydeł i ostatnie 10 km pobiegłem najszybciej z całego dystansu. Od 42 do ...52 po 5.10-5.20, spowolniły 3 duże podbiegi na ostatniej dyszce ale cała wyszła po 5.40 i była jaszcze szybsza niż wczoraj. Dzisiaj 52,65 km w 5:44 i niestety rywal z 3 miejsca odrobił aż 15 minut. Zostało mi jeszcze około niecałe 16,5 minuty przewagi nad nim zatem zobaczymy co przyniesie piąty dzień. Ale to będzie dopiero połowa :) kciuki mile widziane ;)
Ten tydzień wyszedł w sumie z trwającym zawodami 225,7 km ;-) Solidnie ;)
Ograniczenie do 30 i zbliżamy się akurat do 30 kilometra ;) Tuż obok nas stadniny, tory wyścigów konnych itp. Przepiękna okolica.
Piękne konie z zaciekawieniem spoglądały któż to tak mozolnie przebiega koło ich terenu ;)
Po biegu czas na odnowę biologiczną lub warsztat naprawy ;)
U wielu zaczęły pojawiać się kontuzje i poważne otarcia. Drastycznych zdjęć nie robiłem aby nie straszyć. ;-)
Zmęczony ale ja w tym czasie mogłęm wygrzewać się na słońcu z medale,m , 4 dzień zaliczony.
DZIEŃ 5
Dzisiejszy dzień można nazwać tragikomedią. Pierwsze 27 km leciałem jak dzień konia. Trzeci rywal wymiękł a ja dogoniłem lidera na 26 kilometrze już na checkpoincie 3, na co on z przerażeniem zaczął mi się tłumaczyć ,że nadal jest mocny i dzisiaj go nie pokonam. Potem niestety w lesie zgubiłem trasę, wyleciałem na pola i liczyłem na to, że jeśli a nóż źle biegnę to z daleka dostrzegę któregoś z biegaczy. Tak się nie stało i krążyłem dosłownie wszędzie (mapa była w małej skali by odczytać nawet małe nazwy wiosek a strzałki wielkości pięści są tu czasami między drzewami) Szkoda bo leciałem po 5:20 cały czas a na punktach odżywczych niewiele traciłem. I tak, zatrzymując samochody, rowerzystów i lokalnych mieszkańców nadrabiając aż 10km i tracąc ponad godzinę udało mi się powrócić na trasę ehhhh. Strata była kosmiczna. Na szczęście trzeci pobiegł słabo i uwzględniając mój poprzedni zapas plus dzisiejszą mega stratę jest tylko 6 minut przede mną. Zatem jutro mobilizacja i czas powrócić na pozycję wicelidera ;) ps. na jednym ze zdjęć widać coraz częstsze wizyty u opieki medycznej, na szczęście ja jeszcze nie byłem opatrywany ale wielu już tak. Walka trwa ;) Fizycznie nadal jest moc ;) Dzisiejszy kilometraż 62,09 km zamiast 52 wrrrrrr ..
DZIEŃ 6
Najpiękniejsza chwila biegowa w ultra, którą udało mi się utrwalić ;)
https://www.youtube.com/watch?v=Uqs0ygrR78Y
Dziękuję za trzymanie kciuków ;) Zwycięstwo etapu nr 6
Straty są duże. Do lidera jakieś 2h i 40 minut (dzisiaj dołożył kolejne 10 minut) a ja nad trzecim zwiększyłem przewagę do około 2,5 godziny. Gdybym wtedy nie stracił na trasie 1h, strata byłaby do lidera tylko 1h i 40-50 minut co przy takich zawodach nie jest dużo bo każdego dnia można klęknąć. Przyznam,ż e mam dejavu. Wstajesz i ogarniasz 52-53 km codziennie o 8 rano od tygodnia
Zwycięstwo etapu ultra. Była niesamowita moc. Wystarczy powiedzieć że ta sama trasę która pokonywaliśmy tydzień temu pobiegłem aż 45 minut szybciej i to po tylu kilometrach w nogach! (Już ponad 300 w 6 dni). Przegoniłem dzisiaj lidera klasyfikacji o 26 minut a rywal z 3 miejsca porządnie już klęknął i zameldował się na mecie blisko 2 godziny z mną!
Tydzień temu na tej trasie 5:43 a dzisiaj 4:58! Walka trwa i dzisiaj Polska górą !
Dzisiaj pokazałem jak potrafią walczyć Polacy ;)
Ależ dzisiaj kurzyło się a asfalt zwijał się w rulon. Po pechowym piątym dniu i nadłożeniu trasy dzisiaj pokazałem prawdziwe serce do biegania !
ZWYCIĘSTWO !!!
DZIEŃ 7
Dejavu...od tygodnia wstaję i o 8 rano ogarniam 52-53 km różnymi trasami...gdyby to jeszcze było spacerowo ale tu każdego dnia wyrywamy sobie każde 5 minut z czasu końcowego ;) A jak dokładnie ile wygląda dzień? Pobudka 6:30, do 6:45 ogarniam poranną toaletę. Do 7:00 sprawdzam sprzęt. Do max 7:20 jem obfite śniadanie (duża buła z jajecznicą i bekonem i do tego dwa tosty z dżemem plus kawa). Do 7:40 sprawdzam odżywki itp. Około 7:45-7:50 odprawa techniczna. 8:00 lecimy :)
Przylatuję koło 13:30 i zanim się ogarnę siedzę do 14 w lodowatej wodzie. Koło 14 masaż a następnie szybko koło 14.30 zanim zasnę jem obiad wszystko jak leci: wypasiony hamburger, do tego pasta lub ziemniaczki, kolejne mięso i fura warzyw. I na koniec pyszna zupa. Zasypiam nad talerzem i doczłapuję się do łóżka koło 15-15:30 Drzemka do 18:.30 i dopiero wracam do żywych. Kojący prysznic przed 19, obfita kolacja i o 20 mogę usiąść do maili.... koło 22 już czas by myśleć o kolejnym dniu, wstępne przygotowanie rzeczy i koło północy już trzeba spać (najlepiej przed) by o 6:30 powtórzyć rytuał i tak przez 10 dni...jutro już dzień 8 uffff :)
Dzisiaj jak na obrazku miało być różowo a był taki upał od 8:30 jakiego dawno nie pamiętam. Ponieważ biegliśmy asfaltową trasą na otwartej przestrzeni to główne myśli krążyły by przetrwać ten dzień. Lider dzisiaj uciekł mi 10 minut (coś nie chce klęknąć) za to trzeciemu zawodnikowi władowałem około 44 minuty. Jutro ma być jeszcze cieplej i również asfaltówka zatem będzie naprawdę ciężko
Ps. Mięśnie znoszą ten wysiłek świetnie więc wszystko gra ;) BARDZO DZIĘKUJĘ ZA TRZYMANIE KCIUKÓW ;))))
DZIEŃ 8
Dzień 8 dedykuję wszystkim trzymającym za mnie kciuki :) Dzisiaj wiedzieliśmy ,że ma być burza i już pół godziny po starcie zrobiło się jak w saunie. Biegliśmy też trasą która była najtrudniejsza i najbardziej nielubiana. Ilość podbiegów dochodząca myślę do 30 zniechęcała wszystkich. Wszyscy chcieli przede wszystkim przetrwać. Dodam, że również ilość osób po biegu z klasyfikacji 10 maratonów w 10 dni i 10 ultra w 10 dni opatrzonych przed służby medyczne, obolałych, kontuzjowanych i otejpowanych przypomina bardziej drużynę rugby niż biegaczy :) Wracając do biegu. Lider klasyfikacji ultra wydarł do przodu nadając konkretne tempo, rywal z 3 miejsca również nie odpuszczał i pognał za nim. Ja wiedząc jakie są warunki pogodowe, znając realna średnią tempa jaka będzie na mecie postanowiłem biec przede wszystkim optymalnie i równo. Dzisiaj nogi były dosyć zamulone i nie pracowały tak jak chciałbym. Dopiero na ostatnich 10km coś drgnęło.
I kiedy gdzieś tam cały czas tliła się nadzieja,że jeszcze ich na trasie zobaczę trochę przyspieszając na ostatnich kilometrach chcąc być już na mecie na około 1200m przed metą zauważyłem lidera i rywala z 3 miejsca biegnących razem. Nie zauważyli mnie a ja na zakręcie widząc ich krok i porównując moje narastające tempo wiedziałem, że biegnę szybciej. Na około 1 km do mety miałem 1 minutę straty do nich. Biegłem blisko drzew aby mnie nie zauważyli, cały czas przyspieszając już do 4:30 na 51 kilometrze ;) Kiedy do mety zostało ostatnie 500m postanowiłem ruszyć z kopyta. 150 m było jeszcze lasem po wybiegnięciu z którego na asfalt nie widziałem ich gdyż był jeszcze kolejny podbieg. Pomyślałem o wszystkich kibicujących i jakie byłoby to piękne znów wygrać i to w takim stylu. Za wzniesieniem zobaczyłem ich sylwetki i przyspieszyłem na 52 kilometrze na ostatnie 300m do tempa 3:30-3:40/km wygrywając o 1 sekundę z nimi i wbiegając w triumfie na metę !
Jakież było ich niedowierzanie i zaskoczenie! Na mecie oznajmiłem, że zrobiłem ten sprinterski finisz wygrywając dla kibicującej żony, rodziny i przyjaciół! Nie ma lipy! Polska górą ! Dwa dni.....do końca.
DZIEŃ 9
Można powiedzieć, że to na koszulce to już ostatnie wypociny ;) Dzisiaj kolejny dzień mega upału, liczne długie asfaltowe podbiegi i próba ucieczki przed liderem. Mimo, że wydawało się ,że jego organizm zaczyna się rozsypywać i zaczął dzisiaj spokojnie to trzeba oddać mu szacunek bo wytrwał, przyspieszył i dołożył mi kolejne jakieś pół godziny przewagi. Ja natomiast dołożyłem około 11 minut rywalowi z 3 miejsca. Między nasza trójką są 3-godzinne różnice więc jutro raczej każdy s...entymentalne będzie żegnał się z trasą i całym cyklem. Reszta stawki jest wiele godzin za nami. Patrząc na kuśtykających biegaczy i biegaczy z cyklu 10 w 10 zarówno w maratonie i w ultra , obandażowanych, okładających spuchnięte miejsca lodem, pojękujących w nocy z cierpienia i bólu, uwijających się fizjoterapeutów, liczne kontuzje itp trzeba się chyba przede wszystkim cieszyć , że udało mi się tyle dni przetrwać w zdrowiu :)
Przede mną start główny w drugiej połowie przyszłego miesiąca i jeszcze większe wyzwanie niż dobiegający końca challange, który był doskonałym sprawdzianem przygotowania fizycznego i psychicznego. Chyba będzie ze mnie biegacz szczególnie na bardzo długich dystansach czasowych i kilometrażowych ponieważ tak dobrej regeneracji i adaptacji organizmu nie spodziewałem się. Jest dobrze !
Dzień 10
Misja zakończona ;) Czarny pas za wytrwałość i waleczność zdobyty :) Jutro będzie czas na podsumowanie i podziękowania a niedługo duża fotorelacja ;) Wczoraj tj dzień nr 10 był wiadomo wyjątkowy. Panowała już świąteczna atmosfera a ponieważ klasyfikacja nie mogła w zasadzie ulec zmianie zarówno u maratończyków jak i ultramaratonczyków nie było widać rywalizacji. To już było celebrowanie każdego kilometra. Trochę odczułem wszystkie krzywizny ostatnich trzech dni i lewa noga była już przeciążona ale już po jednym dniu jest o niebo lepiej i oczywiście mogę dalej biegać choć teraz należy się trzy dni resetu biegowego. Przyznam ,że dobiegając do mety ostatniego etapu gdzieś tam głęboko zaszkliły się oczy, że to już koniec, że już po wszystkim. Trzeba bowiem zdać sobie sprawę ,że to nie było tylko przetruchtanie 10 ultra ale była to walka każdego dnia praktycznie o każdą minutę aż do padnięcia za metą. Była to sztuka oceny możliwości, przygotowania i dobrania tempa aby nie zakwasić się na tyle by na sztywnych nogach kolejnego dnia stanąć na starcie. Na pewno pomagała też odnowa fizjo i doskonałe pełne wyżywienie. A przede wszystkim kibicujący najbliżsi, pasja i motywacja oraz bardzo mocna głowa by jak w dejavu budzić się każdego dnia i o 8 rano ponownie ścigać się na dystansie 52-53 km.
W 10 dni przebiegłem na zawodach dokładnie 541,23 km. Licząc rekordowe 7 dni tygodnia najwięcej zrobiłem między 29 czerwca a 5 lipca - 381,68 km ;-) Było to niesamowite doświadczenie potwierdzające, że warto systematycznie i ciężko trenować. Spotkałem wspaniałych i niesamowitych ludzi . Chciałbym serdecznie podziękować na wsparcie, codzienne kibicowanie, zagrzewanie do walki i trzymanie kciuków ! Daliście mi mega moc a wygrywając dwa etapy myślałem właśnie o tym jak mocno trzymacie za mnie kciuki ! DZIĘKUJĘ ! Wkrótce napiszę o kolejnym wyzwaniu, starcie głównym ponieważ 10 - dniowy challenge był jak obóz treningowy przed startem docelowym ;) Będzie się działo ! Drugi raz w UK !
Podium w ultra, jadąc tutaj marzyłem o tym, piękna chwila. Chwila warta najcięższych treningów !
Można rzec: ten puchar jest mój a ja zostałem multimedalistą ultra ;)
Rywale na trasie a poza nią świetni kumple ! Walka fair play przede wszystkim !
Pierwsza część "Bitwy o Anglię" zakończyła się sukcesem ! Przebiegłem 10 biegów ultra w 10 dni !!! Dotrwali najtwardsi a ja walcząc każdego dnia zająłem 2 miejsce w tym wygrywając 2 spośród 10 etapów ;) Podsumowując w 10 dni przebiegłem na zawodach dokładnie 541,23 km. Licząc rekordowe 7 dni tygodnia najwięcej zrobiłem między 29 czerwca a 5 lipca - 381,68 km ;-) Było to niesamowite doświadczenie potwierdzające, że warto systematycznie i ciężko trenować. 10 - dniowy challenge był jak obóz treningowy przed startem docelowym ;)
Pokazałem, że Polacy walczą zawsze do końca z pasją i dumą w sercu ! Była to też okazja do promocji Poznania !
Moje niektóre trofea ;) Pamiątka za pot i zaangażowanie na treningach i włożony trud na zawodach !
Chwila szczególna ;) Oficjalnie zostałem przyjęty do brytyjskiego klubu 10in10 jako pierwszy Polak (z numerem 44). Barwy niebieskie zatem moje ulubione ;-) Ukończenie 10 maratonów/10 ultramaratonów w 10 dni to jeden z warunków przyjęcia a ,że przebiegłem to kryterium na ziemi brytyjskiej (co też ma znaczenie), zostałem z otwartymi ramionami przyjęty do międzynarodowej wspaniałej ultra rodziny ;) Polacy też potrafią konkretnie biegać;)