Spartathlon cz.1 - Droga do piekła

Był sobie chłopiec, który biegał po podwórku i marzył by dokonać sportowo czegoś wielkiego....najpierw chciał biegać jak najszybciej....z biegiem lat zapragnął biegać jak najdalej ;) Wpatrzony w gladiatorów na bieżni...zawsze chciał wygrywać, marzył by zostać najszybszym człowiekiem globu...Lecz pewnego dnia gdy zrozumiał, że tak się nie stanie (z różnych przyczyn), zrobił rok przerwy by potem zacząć truchtać w lesie, nad poznańską Maltą ...

Pewnego dnia zaczepiony został przez swojego mentora by wystartować w akademickich przełajach, rok później ukazany mu został świat maratonów....nie miał tyle talentu by być najszybszy za to mógł zostać najwytrwalszym, najbardziej sumiennym i najbardziej systematycznym biegacze z największą pasją biegową w sercu.

Pewnego roku na horyzoncie pojawił się Spartathlon. Bieg, który budzi szacunek ale i grozę, na brzmienie jego nazwy u biegaczy przechodziła gęsia skórka.....legenda legend, prawdziwe wyzwanie dla najtwardszych mężczyzn...a takim po wielu latach stał się ten chłopiec....twardy, z sercem do walki i z wielkim marzeniem. By dokonać tego.

Tak w skrócie można opisać marzenie, które się narodziło i przez lata kiełkowało.

W zasadzie zaczęło się w 2005 roku zatem dokładnie 10 lat temu. Wtedy po raz pierwszy wystartowałem w biegu ultra i to odrazu na 100km. Była to Kaliska Setka, bieg o tyle fajny, że można zakończyć rywalizację na dystansach ultra 55km , 70km, 85km lub 100km. Zawsze mam cel maksimum więc od początku nastawiałem się na 100km. W 2005 roku na maratonie w Berlinie objawiła mi się grypa żołądkowa na 25 kilometrze, dobiegłem w bólach i mdłościach. Potem odbudowałem się na maratonie w Poznaniu ale sezon jesienny uznałem za nieudany. Pomyślałem, że już gorzej być nie może i warto uratować ten sezon...za 6 dni miała być Kaliska Setka....zapisałem się , wystartowałem i ukończyłem z niezłym czasem 10:38. Oczywiście na trasie cierpiałem, w zasadzie już na 10 kilometrze czułem , że nogi po maratonie nie doszły do siebie. Potem przeczytałem,że aby zrobić minimum na Spartę wystarczy 10h 30 minut (obecnie aby wziąć udział w losowaniu należy pobiec 10:00) i stwierdziłem, że nie jest to takie trudne i trzeba spróbować w kolejnym roku. Pół roku później na maratonie w Paryżu pierwszy raz złamałem 3h w maratonie a na jesień poprawiłem się o ponad 20 minut w biegu na 100km i tak na dobre wkręciłem się w ultra.

Trenując i jadąc na bieg nie miałem ani razu wątpliwości. Wiedziałem, że muszę ciężko trenować a każdy trening jest bardzo ważny. I im bardziej widziałem w oczach innych,że wprawdzie trzymają kciuki ale nie wierzą, że dam radę, tym bardziej byłem silniejszy i chciałem tego dokonać

Najważniejsze dla mnie było zdrowie. Idąc na trening myślałem....muszę trenować ciężej niż inni bo nie mam takiego talentu....muszę zrobić więcej bo niż chciałoby się komukolwiek np. pojechać do Pragi i wrócić biegiem do Wrocławia.

To sprawiało, że byłem zmotywowany do treningu żmudnego i czasochłonnego jakiego jeszcze nigdy nie wykonałem.

Wiedząc co mnie czeka (a może nie wiedząc) ale zdając sobie sprawę jak trudny jest to bieg na każdym treningu miałem motywację i to ogromną motywację...powtarzałem sobie czy wiedząc z czym przyjdzie mi się zmierzyć marudziłbym,że nie chce mi się zrobić treningu ? Nie. Stojąc na linii startu muszę wiedzieć ,że jestem doskonale przygotowany

Bieg o którym tyle marzyłem stał się faktem. Teraz z perspektywy czasu kiedy piszę I jestem wypoczęty wysiłek i bieg mogą się wydawać już nie takie ekstremalne ale to tylko złudzenie..Wystarczy puścić film i przypomnieć sobie, że tylu znakomicie przygotowanych ultrasów z całego świata nie dało rady.

Zrobić wykres ze słupkami kilometry tygodniowe

Wydaje mi się, że poprzez przygotowania i wyprawę stałem się dojrzalszym ultrasem. Zobaczymy jak to zaprocentuje na przyszłość. Jedno jest pewne, swoją przyszłość zwiążę z biegami ultra. Jeszcze tylko zrobię życiówkę w maratonie < 2:50 i zadomawiam się na dobre w ultra. Powód? To niesamowita przygoda za każdym razem.

Mój archiwalny dzienniczek biegowy...obecnie może mocno szokować ;)

Przykładowe zapiski z 1999 roku gdy rozpoczynałem przygodę z maratonem. Dzisiaj taki kilometraż wzbudzi śmiech ale lata 90-te to zaledwie raczkujący internet, brak stron internetowych o tematyce biegowej. Ba nie było social mediów, FB, blogów, literatury, endomondo itp. Totalna pustynia.

Dzisiaj wydaje się to niewiarygodnie ale w latach 1997-1998 biegając po poznańskiej Malcie spotkać można było mniej niż 10 osób i wszyscy się znaliśmy, może wtedy wymieniłbym 5-6 osób, które biegały ;)

Żadna z tych osób nie przebiegła jednak nigdy więcej niż 21 km. Maratonu nikt ze znajomych nie przebiegł jeszcze więc nie było kogo się doradzić. Taki wtedy był świat biegania. Dopiero od 2000 coś drgnęło i całe szczęście ;)

Po tylu latach obecnie treningi i przygotowania wyglądały jak poniżej ;) Aby mieć jeszcze większą motywację ale również aby zachować ciężką pracę treningową dzień po dniu, założyłem wydarzenie na Facebooku ;) Był to bardzo dobry pomysł...czasami na treningu gdy przychodziły myśli aby trening zakończyć na standardowych 14-16 kilometrach w tygodniu, miałem motywację by dociągnąć do 20-22 km ;) Przecież tyle osób kibicowało, trzymało kciuki i oczekiwało, że przyłożę się do treningów ;)

Jest to zapis dokładnie mojego dziennika treningowego z FB ;)

Minął pierwszy tydzień przygotowań do Sparty. Kiedy w kalendarzu mamy zapisaną datę i dystans, motywacja jest większa a zestaw wymówek mniejszy.

Tydzień 1 (25-31 maja 2015)

Na początku trzeba opanować chęci by wszystko zrobić w pierwszym tygodniu. Trzeba myśleć o kolejnych tygodniach ale w taki sposób aby każdy kolejny rozwijał , przybliżał do celu ale i przygotowywał pod kolejne obciążenia. Wszystko to trzeba zgrać z życiem codziennym. Ponieważ najbliższy weekend zapowiada się spokojnie a po nim trzy kolejne na wariackich papierach stąd ten tydzień trzeba mądrze wykorzystać. Pierwszy tydzień zakończył się kilometrażem 133 km w rozkładzie:
PN - 18 km spokojne (zakwasy po urlopie)
WT - 20 km w tym 8 x 350m podbieg (zakwasy po urlopie)
Śr - 14 km spokojne (strategicznie mniej aby nogi doszły do siebie)
Czw - 19 km (już lepiej, kusiłoby dobić do 20 ale nie można wszystkiego w jeden pierwszy tydzień)
PT - 17 km (sama przyjemność)
SB - 24,5 km (trochę za ciepło ubrany) + drugie wyjście 5,5 km w tym 8x 120m podbiegi
ND - 15 km spokojne
Razem: 133 km.

Trenowanie pod ultra jest o tyle łatwiejsze, że składa się głównie ze spokojnych wybiegań (oczywiście nie można zapominać o podbiegach, zbiegach i ćwiczeniach stabilizacji), dla mnie np. w przygotowaniach do maratonu najbardziej obciążają interwały i treningi tempowe.

Pierwszy tydzień zdecydowanie udany. 

Drugi tydzień za mną. Ponieważ weekend zapowiadał się pracowicie długie wybieganie nastąpiło w piątek. 

Tydzień 2 (1-7 czerwca 2015)

Na początku tygodnia przez myśl przeszła idea powtórzenia mocnego tygodnia, który 2 lata temu udało się wykonać na obozie w Tatrach, wtedy kilometraż wyniósł 176 km w tym 2 długie wybiegania, jedne zawody, jeden trening tempowy i sporo zajęć ogólnorozwojowych.

Życie jednak pokazuje, że obóz to obóz i ciężko to powtórzyć w warunkach normalnej pracy stąd tydzień dobry ale już dostosowany krótko mówiąc do życia. Najważniejsze założenie tygodnia czyli dopilnowanie długiego wybiegania z podbiegami 3 km zostało zrealizowane. Trzeba przyznać, że realizowanie tego typu treningów przy normalnym trybie dnia a co za tym idzie regeneracja są wymagające. Na kolejny tydzień planuję podobny kilometraż również z przynajmniej jednym długim wybieganiem a jeśli wszystko będzie sprzyjać - długie wybieganie ok. 75km będzie podczas ultra w Puszczy Zielonce co przy utrzymaniu w tygodniu niezłego kilometrażu powinno zaowocować udanym tygodniem jeśli chodzi o objętość.

Tydzień drugi wyszedł 144,5 km
PN - 15,5 km (w tym druga połowa po 4:20)
WT - 25 km w tym 10 x 350m podbieg
Śr - 17,5 km spokojne
Czw - 20,5 km (rano rozruch 5,5 km , wieczorem 15km)
PT - 34 km (temp. 32 C ,w tym podbieg 2x 3km)
SB - 16 km
ND - 16 km
Razem: 144,5 km.

Na długie wybieganie wybrałem się na Dziewiczą Górę gdzie powtórzyłem 2x podbieg o długości 3km w temperaturze 32 C.

Wycieczka zrobiona. Wyszło 34 km. Teoretycznie mógłbym ciągnąć do 37-38 km ale treningi przy normalnym trybie życia nakładają się więc trzeba słuchać organizmu. Słońce doszło do 32 C i kolejny raz uświadomiło, że bieganie w upale jest dużo trudniejsze. Przy odwodnieniu bieg może przejść w człapanie. Tempo dzisiaj nie było istotne. Przyznam, że wbiegnięcie 3km z dołu na Dziewiczą Górę, powrót a następnie druga runda na Dziewiczą i kolejny powrót były wymagające tj perspektywa by cofnąć się 3km na górkę gdy ma się na wyciągnięcie dłoni drogę powrotną. Tempo głównie około 5:15/km a całość spowolniło w sumie 6 km podbiegu. Zużyłem w sumie około 1,5 L wody i węglowodanów + baton + żel. Podsumowując w słońcu to jest rzeźbienie ;-)
Ps. ostatnie 7 dni tj od soboty do piątku = 157,5 km

Ten tydzień (dopiero trzeci) tak jak przewidywałem z weekendem porozbijanym, ale na szczęście udało się mimo zapracowania przebiec 130 km

Tydzień 3 (8-14 czerwca 2015)

Średnia z ostatnich 22 dni wynosi ok. 19,5 km / dzień, zatem nie jest źle. Nadzieja w obecnym tygodniu i w osiągnięciu 150km. Wszystko zależy czy uda się pogodzić sprawy codziennie i wziąć udział w Zielonka Ultra Maraton. Celem nie będzie ściganie z uwagi na realizację planu i kilometraż (czyli bez znacznego luzowania) ale udział jako okazja do długiego wybiegania na dystansie 75 km. Będzie to też okazja do sprawdzenia czy po 75 km są rezerwy, jeśli tak to wszystko w porządku ;-)

Oto trzeci tydzień:

PN - 18,5 km
WT - 18,5 km (w tym 3x podbieg na trasie 2,3km z 1km podbiegu)
Śr - 15 km spokojne
Czw - 20,0 km (dosyć łatwo)
PT - 30 km (miało być ok 36km ale dwa razy podczas treningu była ulewa)
SB - 10 km (znowu ulewa mocna)
ND - 18 km (łatanie kilometrów aby uzbierać w ciągu dnia)
Razem: 130 km.
Teraz ważny tydzień czyli 150km i dobre samopoczucie po ukończeniu wybiegania 75 km.

Ps. adnotacja odnośnie piątkowego wybiegania:

Dzisiaj z uwagi na zapracowany weekend w planie było 35km. Pogoda jak w saunie bo przed burzą. Zakończenie na 30km trochę wymęczonych po lesie. 5 km mniej głównie dlatego, że od 10 kilometra zmoknięty po biegu w deszczu i potem następne 20 km w przemoczonych rzeczach + drugi prysznic z nieba. Skróciłem by wrócić już pod ciepły prysznic bo zdrowie ważniejsze przed przewianiem itp i są przecież kolejne dni a przerwy kilkudniowej nie chciałbym zaliczyć ;-)

Tydzień zapowiada się na 135-140. Liczę,że przyszły tydzień zakończy się >150 

Oto czwarty tydzień, bardzo udany choć z przygodami. Planem było osiągnięcie 150 km w tym tygodniu oraz komfortowe ukończenie biegu na 75 km. Oba cele zostały osiągnięte ;-) 

Z ciekawszych treningów wczoraj 20 km lajtowo a dzisiaj wiedziałem ,że będę za Pobiedziskami zatem szybka akcja aby wziąć plecak, rzeczy na przebranie i powrót do Poznania biegiem. Wyszło 30 km ale dosyć wolno ponieważ jak widać na końcowych zdjęciach czasami ciężko było przedostać się poboczem przez krzaki, pola itp ;-) Ale ważne ,że weszło w nogi.

Tydzień 4 (15-21 czerwca)

PN - 20 km
WT - 30 km (start za Pobiedziskami do Poznania)
Śr - 15 km
Czw - 0 (wirus żołądkowy, wolne było przewidziane na pt i nd)
PT - 10 km (wirus jeszcze trzymał trochę)
SB - 76,7 ( ultra Zielonka + nadróbka) komfortowo , średnia 5:55/km, 12 miejsce
ND - 8,3 (dokręcenie rano przed sprawami organizacyjnymi)
Razem: 160 km. , średnia z ostatnich 4 tygodni = 141 km, Ostatnie 31 dni = 615 km ;)))

Relacja z I Ultra Zielonka

Ponieważ Zielonka Ultramaraton na 75 km miał być długim wybieganiem postanowiłem nie luzować w tygodniu i nabijać kilometry z jednym-dwoma dniami wolnymi przed i po biegu. Pozostawały zatem 4 dni podczas których należało nabiegać w granicach 75 km.
Wykorzystując przypadkową sytuację, że miałem się znaleźć we wtorek za Pobiedziskami, wziąłem rzeczy na przebranie i 30 km przybiegłem do Poznania. Nigdy przed ultra to mi się nie zdarzyło - ale oczywiście chodziło o zaprawienie w kilometrach a nie bieg na świeżości. W poniedziałek rozpocząłem tzw carboloading niestety w czwartek przytrafił mi się wirus żołądkowy ,który położył mnie do łóżka na cały dzień. Na szczęście tylko z objawami mdłości i bólu głowy. W czwartek przez cały dzień zjadłem tylko bułkę a wieczorem porcję ryżu z cukrem. To było zdecydowanie mało. W piątek pół dnia spędziłem jeszcze odsypiając i dochodząc do siebie ale o 21 już żołądek zaczął normalnie funkcjonować. Obawiałem się jak żołądek zareaguje podczas biegu na izotoniki, batony oraz żele. Wiedziałem też ,że przez tą przygodę samo ukończenie ZUM-a będzie osiągnięciem gdyż trochę mnie te dwa dni osłabiły. Bieg w Zielonce układał się pomyślnie mimo,że około 30-35 kilometra mocno już mdliło, na szczęście koło 40 kilometra przeszło gdy zwolniłem o 10s /km. Przy szybszym tempie trzęsło bowiem i mdliło ;-)

Przesuwałem się w pozycjach do przodu doganiając 5 osób między 39 a 49 km . Niestety na około 52-53 kilometrze chwila nieuwagi, zagadanie się z kompanem i nastąpiło zboczenie z trasy a następnie powrót i w sumie jak pokazał Garmin nadłożenie 1,7km. To dało jakieś 10 minut w plecy i spadek o 4 pozycje ;/ Potem szaleńczy pościg, przyspieszenie o 30s na kilometrze jednak gdy po 4-5 kilometrach nikogo z uciekających nie widziałem na horyzoncie , powróciłem do poprzedniego tempa aby nie podjechać się. Odrabiając straty jak się potem okazało na ostatnich 20 km nadrobiłem ponad 8 minut i do uciekającej trójki przede mną miałem od 1-2 minut....jeszcze trochę trasy i dogoniłbym ich ;-) W sumie z nadrobieniem trasy przebiegłem 76,7 km w czasie 7:35h co dało tempo 5:55/km z czego jestem zadowolony a przede wszystkim, że żywym krokiem z uśmiechem wbiegłem na metę ;-) Miejsce 12 na 100 osób. Bardzo dobrym objawem było to, że dzień po, jak i w kolejnych dniach nie było zakwasów ani tzw ciężkich nóg. Czyli wszystko idzie w dobrym kierunku. Choć w stosunku do Sparty te 75 km wydaje się krótkie jak przystawka przed głównym daniem ;) 

Dziękuję Krzysztofowi za wspólny bieg !

Cel wykonany, z uśmiechem wbiegam na metę po ponad 75km w niezłym tempie.

Mój podopieczny Grzegorz znalazł namacalny dowód kiedy prawdopodobnie pierwszy raz pomyślałem o starcie w Spartathlonie...bez kilku miesięcy będzie to prawie 10 lat temu....jak widać nie można rezygnować a każdy dzień, tydzień, miesiąc a nawet rok może nas przybliżyć do celu...

Zapis prawie 10 lat temu na forum dyskusyjnym:

(Arti)

2006-01-03, 00:24

Dziękuję ;-) Myślę,że będzie taki dzień ,że wystartuję w tym biegu ! Nie spieszy mi się ponieważ do ultra warto być przygotowanym i nabrać doświadczenia. Mam już zaliczone 100km w Kaliszu w 10:38 po 6 dniach od maratonu gdzie biegłem praktycznie na maxa więc już ultra mi nie jest straszny. Teraz warto zebrać doświadczenia w 12 i 24 godzinnych. Zatem zapisuję ten bieg jako jeden z wymarzonych. Koszty nie są odstraszające więc wierzę,że kiedyś tam pobiegnę ;-)

Pierwsze zapytanie :
http://www.eurocalendar.info/index.php?dzial=4&action=2&code=7947

A teraz do rzeczy :)

To już 5 tydzień minął...Nie ukrywam ,że odczuwam kilometraż . Same kilometry może nie są aż tak męczące ale głównie godzenie kilometrażu, czasu i codziennych obowiązków to poprzez ograniczony wypoczynek sprawia kłopot. Ten tydzień jak przewidywałem zakończył się na 120 km (z uwagi na zluzowanie po 4 ciężkich ale i też z uwagi na liczne sprawy życia codziennego). Ponieważ we wtorek do 23 była ulewa musiałem zrezygnować z treningu (sprawy codziennie uniemożliwiły trening w ciągu dnia) ale za to zrobiłem w domu tzw ćwiczenia stabilizacji, które uświadomiły, że od zimy gdzie ćwiczyłem systematycznie pojawiły się już poważne zaległości i na pewno w lipcu trzeba to przypilnować. Kolejne dni oznaczały, że trzeba utrzymać kilometraż 20-22 km dziennie. I tak też było przez kolejne 5 dni trochę lepiąc czasami kilometry). Za to w tym tygodniu wymagający bieg 3x Śnieżka ze sporym przewyższeniem i niezłym kilometrażem 54-57km, około 7h wysiłku). Aby zrealizować cel na czerwiec czyli 600 km w poniedziałek i wtorek mam do przebiegnięcia w sumie 45,5 km więc luzu nie ma. Ten tydzień w połączeniu z biegiem na Śnieżce powinien skończyć się kilometrażem minimum 140. Co do samego startu 3x Śnieżka to sprawa jest prosta: mocny trening, sprawdzenie siły nóg, kilometraż. W drugim rzędzie oczekiwań jest tempo, czas i miejsce - w zależności od wypoczynku (tylko piątek) zobaczę na trasie jak sprawa się potoczy ;-)

Tydzień 5 (22-28 czerwca 2015)

PN - 14 km
WT - ćwiczenia stabilizacji (do 23 deszcz)
Śr - 20 km (w tym 12x 400m podbiegu, średnia 5:06/km z podbiegami)
Czw - 24 km spokojne
PT - 19km spokojnie
SB - 20km spokojnie (12+8 brak czasu)
ND - 23 (11+12 w tym dokręcenie rano przed sprawami organizacyjnymi)
Razem: 120 km

Sprawdzian 3x Śnieżka na dystansie około 54,5km z przewyższeniem 3000m i 7h w słońcu rzędu 35 C przebiegł bardzo udanie, bez kryzysu fizycznego i tzw. umierania.

Przed startem, który traktowałem jako mocny trening nie luzowałem i dalej nabijałem kilometry.

Tydzień 6 ( 29-5 lipca 2015)

Tydzień był bez luzowania:
PN - 22km (6+16)
WT - 30 spokojnie (rano 15 i wieczorem 15)
Śr - 16km spokojnie
Czw - 15 km spokojnie
PT - wolne - dojazd na zawody
SB - 55 km z lekką rozgrzewką - zawody 3x Śnieżka 12 miejsce
ND - spore zakwasy ale 5 km roztruchtania
Cały tydzień 143 km

Pełna relacja ze startu 3x Śnieżka tutaj: http://kujawinski.type.pl/index.php/relacje-7/198-droga-do-sparty-3xsniezka

Jak napisałem potem na profilu FB , jest dobrze, ostatnie 7 dni = 158km

24 czerwca 20 w tym 12x400m podbiegi
25 czerwca 24 spokojne
26 czerwca 19 spokojne
27 czerwca 20 (12+8)
28 czerwca 23 (11+12)
29 czerwca 22 6+16
30 czerwca 30 15 rano, 15 wieczorem

Miesiąc czerwiec zamknięty 606,5 km w tym 2 dni bez biegania. 

Relacja: 

W ramach przygotowań do Sparty postanowiłem, że dobrym treningiem będzie rozgrywany 4 lipca bieg ultra 3x Śnieżka na dystansie około 54-55km.

Pogoda zapowiadała się upalna, z jednej strony zaniża to tempo biegu z drugiej idealne połączenie trudu trasy i pogody. Podczas biegu jak pokazywały termometry temperatura w cieniu osiągała 34 C. W takich warunkach pokonanie 3 x trasy Karpacz-Śnieżka-Karpacz, szczególnie trzecia pętla okazały się wymagającym wyzwaniem. Przewyższenie w sumie wyniosło 3000m. Był to zatem idealny sprawdzian i uzyskanie odpowiedzi czy siła nóg, charakteru i tolerancja upału są na odpowiednim na ten czas poziomie. Po biegu śmiało mogłem odpowiedzieć 3x TAK ;)

Na metę po 7 godzinach i 17 minutach wbiegłem z mocnym finiszem i uśmiechem a dodatkowy bonus w postaci dogonienia zawodnika na 1,5 kilometra przed metą stanowił wisienkę na torcie i mocny zastrzyk adrenaliny. W sumie przybiegłem na 12 miejscu na 166 uczestników z czego aż 68 nie ukończyło rywalizacji.

Tydzień był bez luzowania:
PN - 22km (6+16)
WT - 30 spokojnie (rano 15 i wieczorem 15)
Śr - 16km spokojnie
Czw - 15 km spokojnie
PT - wolne - dojazd na zawody
SB - 55 km z lekką rozgrzewką - zawody 3x Śnieżka 12 miejsce
ND - spore zakwasy ale 5 km roztruchtania
Cały tydzień 143 km

Ps.
Na Śnieżkę docieraliśmy 3 różnymi pętlami i różnej długości i różnym stopniu trudności.
Po pierwszej byłem 16
Po drugiej pętli byłem 13
Po trzeciej pętli byłem 12

Jak widać kryzysu nie było.

 

  

Tydzień następujący po ultra czyli z założenia spokojniejszy.

Tydzień 7 ( 6-12 lipca 2015)

Ogólnie ok ale jednak czworogłowe odczuły zbiegi i nie chodzi tutaj o brak siły tych mięśniach z uwagi na dystans ale o zbyt mocny spad zbiegu co powodowało mocne ich "wbijanie" a ponieważ działo się to 3 x kilka kilometrów to mocno dostały w kość i zostały mocno naruszone.
Ten tydzień zatem bez emocji bo i trzeba było dostosować się do tego co czuł i podpowiadał organizm.
PN - 0 (mocny zakwas szczególnie lewej łydki)
WT - 20 km (rano rozruch 7km, popołudniu 13km)
Śr - 18 km (rano rozruch 5km, popołudniu 13km)
Czw - 18,5 km spokojnie
PT - 18 km (rano 10km, popołudniu 8km)
SB - 31km (rano 8km, popołudniu 23km)
ND - 19,5
Cały tydzień 125 km.

Jak widać z uwagi na zakwasy i naruszenie mięśni przez zbiegi musiałem łatać i dzielić trening na dwie mniejsze jednostki.
Najbliższy tydzień to spory kilometraż ale i zastanawianie się nad startem treningowym w KBL 110km głównie dla nabicia kilometrów dla kilometrażu.
Nogi dosyć ciężkie więc o szybszym tempie nie ma mowy choć przez najbliższe dni może się to jeszcze zmienić. Byłby to ostatni start kontrolny przed Spartą. Potem już skupienie na treningach i sierpniowa dawka uderzeniowa.

Tydzień 8 ( 13 - 19 lipca 2015)

Do biegu pozostało zaledwie 65 dni. Ostatnie dni były bardzo intensywne i następny tydzień będzie ulgowy. Fizycznie można oczywiście dalej ciągnąć wysoki kilometraż ale byłoby to już na granicy przetrenowania. Zatem tydzień oddechu co oznacza około 100km i przygotowania do tzw. fali uderzeniowej o której wkrótce napiszę :)
Trochę statystyk: ostatnie 31 dni - 657km (w tym 6 dni wolnych co daje ponad 25km na dzień treningowy), ostatnie 7 dni 209,5 km (od soboty popołudnia do soboty rano).
Ostatni tydzień od poniedziałku do niedzieli - 159 km

PN - 15,5 km spokojne
WT - 22,0 k spokojne
Śr - 10,5 km spokojne
Czw - 0 km dojazd
PT - LądekZdrój - dystans 110km + 1 rozgrzewka (start kontrolny)
SB - Lądek Zdrój - koniec o 11:09 - 15 miejsce / ponad 160 osób
ND - 0 (dało się rozchodzić)
Razem: 159

Relacja z KBL 

 

KBL na dystansie 110 km. Spontanicznie ale udanie ;)

Tydzień 8 ( 13 - 19 lipca 2015)

Bieg zupełnie spontaniczny. Nie miałem go w planach ale super towarzystwo i pokusa by dobić kilometrów były na tyle silne,że zostawiłem sprawy i pojechałem do Lądka Zdrój. Cel był prosty: wbiec na metę uśmiechniętym i zmierzyć się po raz kolejny z dystansem 100km (w tym przypadku 110km). Pokusa spędzenia na trasie kilkunastu godzin również była przyciągająca ;-) 

Pozostawał jeszcze mały szczegół...był to trzeci ultra w ciągu miesiąca a ponieważ ciągle nie luzowałem więc czułem to wszystko w nogach a tu przecież nie 50 czy 70 km ale jednak 110. Wszystko byłoby ok gdyby dało się to pobiec rekreacyjnie ale kolejny raz jak wielu wie trening na zawodach przebiega znacznie szybciej niż zwykły trening. Takiej dawki normalnie nie zalecam , z drugiej strony....w obliczu Sparty każdy kilometraż, każde zawody, każdy trening, wszystko to wydaje się mało.

Wracając do biegu...w momencie założenia ekwipunku, stroju klubowego, naładowania kieszeni odżywkami stojąc tak na starcie, słuchając rozbrzmiewającej muzyki i patrząc na skupione twarze uczestników nagle człowiek czuje się jakby przywdział zbroję...nagle nogi rwą się do biegu a głowa i dusza krzyczą biegnij pełną radością i pasją. I tak pobiegłem , niby luźno a kiedy na pierwszym punkcie oznajmiono mi ,że jestem 10-11 wtedy w głowie zaświtała myśl...a może pognać w pierwszą 10, przecież mam moc w nogach. O ile przed Śnieżką miałem trochę świeżości to przed KBL zdecydowanie nie i w tygodniu nawet treningi 20 km jednym ciągiem sprawiały trudność. A tutaj wraz z biegiem kumulować się miało 200km w tygodniu.

Po 30-40 km już wiedziałem ,że lekko nie będzie i dystans może być wymęczony. Koło 70-75 zacząłem trochę zwalniać i tracić pozycje. Na około 85 odżyłem i końcówka była bardzo przyzwoita. Mimo ponad 13h na nogach potrafiłem ostatnie 10 km nadal mogłem biec przyzwoitym tempem wpadając na metę żywo i z uśmiechem. Jednak ta kumulacja wszystkiego wiele kosztowała. Na szczęście rozsądnie kolejne dni zluzowałem i już odzyskuję z każdym dniem siły ;-)  Jeszcze nigdy przed ultra i to 110km w górach nie zrobiłem w 5 dni prawie 100km by zrobić dzień przerwy i bieg na 110km. Ale to ,że zniosłem to dobrze uzyskując 15 miejsce na ponad 160 startujących pokazuje,że przygotowania cały czas idą w dobrym kierunku.

Teraz koniec startów kontrolnych i skupienie na treningu. Czasu zostaje mało, a pojutrze pozostanie zaledwie 2 miesiące. Pojutrze też opowiem o moim ciekawym treningu ,który szykuję na sierpień a który będzie falą uderzeniową i generalnym sprawdzianem ;))) Dziękuję za kibicowanie, trzymajcie cały czas kciuki

 

Tydzień 9 minął bez przeszkód, po ostatnim ultra miał być spokojniejszy.

Tydzień 9 ( 20-26 lipca 2015)

Zgodnie z założeniami ten tydzień był luźniejszy. Myślę ,że trochę odpocząłem i najbliższy już można celować koło 140-160 aby lipiec kilometrażowo wyszedł podobnie jak czerwiec.
PN - 5 km spokojne roztruchtanie ultra
WT - wolne
Śr - 20 (rano 10, wieczorem 10)
Czw -17 km
PT - 21 km(4,5 + 16,5)
SB - 12 km
ND - 25 km (podczas kibicowania tri)
Razem: 100 km

W tygodniu nr 12 planuję tzw falę uderzeniową po której na spokojnie będę już realizował kilometraż na miejscu. Zostało już mniej niż 2 miesiące z czego realnie treningów z dużym kilometrażem do około niedzieli 6 września. Przede mną zatem realnie tylko sierpień jeszcze mocnej pracy treningowej.

I tak minął 10 tydzień....sporo. W tym czasie przebiegłem w sumie 1371,5 km czyli prawie 140 tygodniowo.

Tydzień 10 (25 - 2 sierpnia)

Mamy już sierpień i jakby nie patrzeć to już w przyszłym miesiącu ! Ale jeszcze trzeba twardo stąpać po ziemi i wykonać dalszą pracę treningową. Ten tydzień będzie bez spinki czyli oceniam na około 120-130 od poniedziałku do soboty. Potem już tydzień prawdy czyli trasa etapowa Praga-Wrocław ;-)

Miniony tydzień wyglądał następująco.
PN - 22,5 km spokojne roztruchtanie ultra
WT - 22,5 w tym 10x400m podbieg/400m (37:30)
Śr - 22
Czw -23 km
PT - 35 km
SB - 15 km
ND - 17 km
Razem: 157 km

Poprzedni luźniejszy tydzień pokazał na podbiegach,że już była moc więc jest ok. Oby tak dalej.

Lipiec zakończony, równe 600 km ;-) Ostatnie dni były intensywne i 7 dni zakończone w 162 km. Mimo 600 km aż 5 dni wolnych od biegania ;-) 

W nagrodę weekend biegowo luźniejszy .

Tak podsumowując wyglądały ostatnie 7 dni lipca ;)

25 lipca 12 km
26 lipca 25 km
27 lipca 22,5 km
28 lipca 22,5 km w tym 10x 400m podbieg
29 lipca 22 km
30 lipca 23 km
31 lipca 35 km

Tydzień zgodnie z założeniami tj. 120 km w 6 dni. Dzisiaj już w drodze do Pragi.

Tydzień 11 (3-9 sierpnia 2015)

Jest dobrze bo przed biegiem do Polski z jednym dniem wolnym tj dzisiaj na dojazd i zebranie sił udało się już zrobić 155km od początku miesiąca. Jutro pierwszy dzień na trasie samotnego biegu i pierwsze doświadczenia.

Miniony tydzień wyglądał następująco:

PN - 20 km spokojnie
WT - 20 km spokojnie
Śr - 20 km spokojnie (w tym 3x pętla 2,4 km w tym 700m podbieg ZOO)
Czw -18,5 km
PT - 20 km
SB - 21,5 km
ND - 0 km (wyjazd do Pragi)
Razem: 120 km

Tydzień 12 to realizacja projektu biegu z Pragi do Wrocławia

Tydzień 12 (10-16 sierpnia 2015)

Tydzień ten to prawdziwa kulminacja kilometrażu. Można by sądzić, że w zapiskach są błędy ale to faktyczny kilometraż ;) Realizacja tego projektu zajmie osobne miejsce w foto-relacji bo jest co opisywać.

Tak przedstawiały się poszczególne dni. a ponieważ w sobotę przebiegłem dystans 21km, niedziela była wolna na dojazd do Pragi to ostatnie 7 dni wyszło rekordowo - 281,5 km !

Poniedziałek – 51,8
Wtorek – 51,8
Środa – 47,4
Czwartek – 56
Piątek – 53,5
Razem: 260,5 km

A dokładnie wyglądało to tak:

Na taki pomysł wpadłem ponieważ zawsze marzyło mi się by wyruszyć na kilka dni i pobiec przed siebie.

Wiele słyszałem i czytałem o pielgrzymkach i wyprawach innych biegaczy, oczywiście byłem ciekaw jak to jest. Określiłem sobie, że realnie około 50-60 km powinienem pokonywać dziennie. Myślałem, że nie znajdzie się już sposobność by zrealizować małe marzenie z lat studenckich tj pobiec gdzieś daleko o własnych siłach do innego kraju. Ale znalazł się dobry motyw by to zrealizować. Z założenia nie chodziło o wyczyn by biec również i w nocy ale o trening. Pogoda zapowiadała się iście grecka więc warunki akurat pod moje przygotowania... Do tego bieg drogami przy ruchu ulicznych pozwalał na symulację tego co może spotkać mnie w drodze do Sparty.

Początkowo planowałem atrakcyjną trasę Budapeszt – Wiedeń ale z jednej strony kilometraż mógłby realnie wyjść około 300km co na jeden tydzień treningowy w moim odczuciu byłoby już za dużo a po drugie co zadecydowało to powrót z Wiednia busem do Katowic i potem do Poznania po takim wysiłku byłby zbyt długi i uciążliwy.

Szukałem zatem miast i trasy która by motywowała i miała kilometraż zbliżony raczej do 250 km. I tak odnalazłem miłą Pragę i miasto w Polsce z którego łatwo mogłem busem dostać się do Poznania czyli Wrocław. Do tego w google map akurat co około 55 km na mapie wypadało duże miasto. Zaplanowałem pierwsze dwa noclegi a następne spokojnie rezerwowałem po dotarciu do aktualnego noclegu.

Ponieważ musiałem od czasu do czasu używać gps i odświeżać mapę warto pamiętać,że przez kilka godzin w zależności od modelu smartfona bateria schodziła od 70-90%. Warto zatem na wszelki wypadek zaopatrzyć się w powerbank aby przypadkiem nie zdarzyło się iż bateria wyczerpie się tuż przed dotarciem do noclegu. Na szczęście kontrolowałem i dobrze dozowałem zużycie baterii.

Wiedząc co mnie czeka (a może nie wiedząc) ale zdając sobie sprawę jak trudny jest to bieg, na każdym treningu miałem motywację i to ogromną motywację...powtarzałem sobie czy wiedząc z czym przyjdzie mi się zmierzyć narzekałbym, że nie chce mi się zrobić treningu ? Nie. Stojąc na linii startu muszę wiedzieć ,że jestem doskonale przygotowany. Statystyki Spartathlonu są nieubłagane, 1/3 uczestników osiąga metę. W celu większej motywacji stworzyłem wydarzenie na FB "Droga do Sparty". Dzięki temu miałem wsparcie kolegów i koleżanek z tras biegowych ale przede wszystkim mogłem podzielić się tym jak trenuję, jak przebiega regeneracja czy jaki trening ma wpływ na formę i jak przebiegają np. sprawdziany.

Pomyślałem, że skoro bieg z Aten do Sparty odbywa się z miasta do miasta po asfalcie oraz to, że miałem już za sobą w okresie przygotowań 3 biegi ultra w tym dwa w górach to kolejny wyjazd w góry nie uśmiecha mi się. Poza tym w przypadku obozu wychodzenie z jednego miejsca i wracanie po treningu po 30-35km było mniej atrakcyjne niż wyprawa np. z miasta do miasta. Nie miałem na celu zrobienia wyczynu bo wtedy biegłbym również przez całą noc. Celem był spory kilometraż tygodniowy i symulacja biegu ulicami z miasta do miasta. Oceniając możliości wiedziałem ,że aby nie przeciążyć organizmu powinienem zrobić maximum 260-280km w tygodniu wyprawy a dokładnie planowałem być 5 dni w trasie również po to aby nie przeciążyć organizmu w końcu to trening a nie zawody czy bicie jakiś rekordów. Łatwo policzyć iż wychodziło to około 55km dziennie.

Data wyprawy 10-14 sierpnia.

Czas na tzw. dawkę uderzeniową czyli konkret - trening trasa PRAGA - WROCŁAW ;-) Biegnę w stylu freestyle czyli jak oczy poniosą w miarę ścieżkami spacerowymi, rowerowymi, polnymi. Dystans całkowity teoretycznie wg google około 260 km. Dziennie od 50-55 km bez nacisku na tempo itp. Nie jest to w kategorii wyczynu ponieważ inaczej celem by było jak najszybsze pokonanie. Tutaj głównie chodzi o dzienny i tygodniowy kilometraż. Startuję 10 sierpnia z Pragi i powinienem dobiec w piątek popołudniu do Wrocławia by wrócić autobusem do Poznania. Prócz pierwszego noclegu reszta będzie brana po dotarciu do danej miejscowości. 

Wg założeń:
Dzień 1 - Mlada Boleslav
Dzień 2 - Jablonec nad Nysą
Dzień 3 - Jelenia Góra
Dzień 4 - Strzegom
Dzień 5 - Wrocław

Przyjazd ( 9 sierpnia 2015)

Popołudniu udałem się do Pragi, gdzie miałem już zarezerwowany nocleg. Podróż była długa bo aż 8h ale bez kłopotów i minęła spokojnie i komfortowo. 

Jeśli chodzi o tego typu biegowe wyprawy to nie miałem pod tym względem doświadczenia ale dzięki temu,że pogoda była iście grecka (o to mi też chodziło), mogłem mocno ograniczyć swój ekwipunek.

W sumie zabrałem: 4 koszulki, 3 pary spodenek, 4 komplety bielizny, kosmetyki codziennej higieny, 4 pary skarpet, camelbak i białą czapeczkę oraz oczywiście kartę bankomatową. Jak na tydzień niewiele ale również nie chciałem za dużo ze sobą nieść podczas biegu. Zależało mi aby w hotelach mieć śniadanie a posilałem się po drodze czy to robiąc zakupy w markecie czy jedząc coś ciepłego w zajeździe.

Ps. Jak wykazała praktyka tego typu bieg ale z serwisem, który podaje jedzenie, ubranie itp. jest o niebo łatwiejszy i pozwala na szybszy bieg.

Praga - po przybyciu odpoczynek, drobny posiłek i rano ku przygodzie ;)

Dzień 1 (10 sierpnia 2015)

Dzień pierwszy zapowiadał się baaaardzo słonecznie. Trasa z Pragi do Mlady Boleslav i pierwsze kroki ku nowemu doświadczeniu.

Trasę głównie wyznaczałem ścieżkami pieszymi jakie podpowiadał w smartfonie google map.

Mój cały pakunek,wszystko co powinno starczyć na tydzień w trasie ;) Pożyczony Garmin (mój padł tuż przed wyjazdem)

okazał się rozklejać po upałach (już był po "renowacji" i tuż przed wyruszeniem musiałem go otaśmować by działał prawidłowo ;) 

  

Przed 50 kilometrami trzeba zjeść solidne śniadanie. 

Co zjadłem widać na załączonym obrazku, prócz tego oczywiście zaopatrzony byłem w zapełniony węglowodanami 2 litrowy camelbak i batony.  

 

 Czas wyruszyć na pierwszą pięćdziesiątkę ;)

Droga jest oczywista, kierunek Wrocław !

Przebiegając ulicami, przechodnie zapewne nie zdawali sobie sprawę...dokąd biegnę ;)

Pierwsza przeszkoda ;) Po 2-3 kilometrach natrafiłem na tory, płoty i cierniste krzewy...ale przedarłem się by kontynuować wyprawę.

Super uczucie, wybiegłem z Pragi i teraz naprawdę zmierzam, przez łąki i pola do kolejnego miasta.

Cisza, spokój i samotność długodystansowca.

Pomimo,że google map wyznaczało trasy piesze to często zdarzało się, że ulica albo nie miała pobocza 

albo pobocze było zbyt wąskie a ruch samochodowy zbyt niebezpieczny i wtedy pozostawało biec obok jak na załączonej fotce

tj. przez pole na szczęście czasami z wydeptaną ścieżką.

Czasami i takie pole było terenem biegu....

Napotykane stacje benzynowe z klimatyzacją i lodówkami z zimnymi napojami były jak oazy na pustyni ;)

 W pełnym słońcu na otwartej przestrzeni hartowałem organizm do upałów panujących w Grecji.

W Polsce był to najgorętszy tydzień tego lata.

Ja widać nie każde pole było łatwe dobiegu, nawierzchnia była czasami uciążliwa i mocno spowalniała.

Wreszcie pierwszy przystanek blisko. Mlady Boleslav już blisko.

W pierwszy dzień prawie nikogo nie spotkałem na swojej drodze, głównie pola i ścieżki leśne z dala od domostw.

Wbrew pozorom to nie opalenizna ale efekt biegu po polach...

Jak zrelacjonowałem na gorąco po 1 dniu na FB: Uff dotarłem do hotelu, który mam tuż przed Mlada Boleslav. Dystans 51,8 km w 5:59 więc nie jakoś szybko ale bieganie często po piachu i polu lub szukanie jak ominąć autostradę zajmuje trochę czasu. W ciągu 6h wypiłem w sumie ponad 5 litrów. O ile na treningu 30 km a 35 km robi różnicę tak tutaj stwierdzam że 40 km a 50 km to już spora różnica. Upał mega, więc głowa mimo białej czapki trochę bolała. To zupełnie coś innego gdy na trasie nie ma żywej duszy ani supportu a przede wszystkim nie ma w czym zmoczyć czapkę bo jeziorka brudne. Nogi obecnie ok, zobaczymy jak jutro. Wg map czeka mnie od 53 do 57 km. Dzisiaj nic ciekawego na trasie nie było ale ostatnie 15km to już bieganie po polu i piachu aby było bezpieczniej.

Trochę przeszkadza camelbak bo rzeczy plus trochę jedzenia plus pełne picie to około 4kg. Jestem ciekaw jak jutro organizm zniesie kilometry i słońce. Tempa nie cisnę bo nie o to chodzi ale jak porównać dzisiejsze 50 km a prawie 250 km w większości w słońcu to się nie dziwię, że tylu Spartathlonu nie kończy. Trzymajcie kciuki.

Dzień 2 (11 sierpnia 2015)

Po spokojnej nocy i kilku tostach rano mogłem na spokojnie przygotować się do dalszej podróży. Trudów poprzedniego dnia nie odczuwałem więc  było dobrze.

Ale trzeba przyznać, że wszystko to jest czasochłonne tj. dotarcie do hotelu, kąpiel, przepranie rzeczy, zorganizowanie jakiegoś ciepłego posiłku, chwila relaksu

a rano przygotowanie rzeczy, sprawdzenie trasy i przygotowanie węglowodanów na trasę. Ale w tym cały urok. Choć tak jak podkreślałem, jeszcze łatwiej by było

gdybym tylko biegł czyli wstałbym zjadłbym śniadanie i niczym dalej się nie martwił ;)

Nic się nie zmieniło....upał na całego a z hotelu ciężko było wyjść. Wszystko to powodowało, że na trasę wyruszałem około 11 czyli w największy już upał.

Tym razem kierunek Jabloniec nad Nysą ;)

Po drodze muzeum Skody ale na zwiedzanie czasu tym razem nie było .

Ku radości obok pobliskiej galerii handlowej znajdowała się fontanna pozwalająca na schłodzenie się. Bieg przez duże miasto powodował, że kilometry szybciej leciały i ciągle coś się działo ;)

Postanowiłem zrobić drobne zapasy na trasę i nie mogłem się oprzeć by nie zatopić się w zimnym i świeżym arbuzie ;)

Wybiegam z miasta by ponownie znaleźć się na polach i drogach rzadziej uczęszczanych.

Byłem zaskoczony jak wielkie obszary pól np. ze słonecznikami są totalnie wyschnięte a plony zmarnowane.

Czasami te wyschnięte obszary ciągnęły się aż po horyzont ! To skutki wysokich temperatur i suszy.

Niedługo dotrę do gór, zacznie się bieg a pewnie i marsz by dostać się na szczyty.

Lekko szokująca sytuacja....but wtapiał się , powierzchnia rozgrzana do granic możliwości.

Czasami zamiast willi można spotkać coś na podobieństwo bunkru...taka "architektura" nie przypadła mi do gustu ;)

Przed wyprawą śmiałem się aby nie okazało się, że dobiegam  do rzeki a most okaże się 10 km dalej....

ten był w remoncie ale można było na szczęście po nim przejść.

Uff tylko 17 km do Jablonca i wreszcie upragniony nocleg i odpoczynek.

Mimo późno popołudniowej pory temperatura nadal utrzymywała się aż 34 C !

A tak relacjonowałem na gorąco: Trochę z opóźnieniem dzień drugi. Tym razem było już lepiej ponieważ trasa przebiegała w większości przez miasteczka wiec już nie było mozolnego biegu przez pola. Temperatura doskwiera. Na ostatnich 10 km miałem 4km podejścia wiec było co robić. Gdyby pogoda była do 20 c sprawa byłaby znacznie łatwiejsza bo nogi dają radę. O dziwo wyszło tez dokładnie 51.8 km w 6:28. Bardzie zadbałem o jedzenie i nawadnianie. Najbardziej utrudnia w kolejności słońce, żołądek ((bo ile można tych płynów ładować a ze zmęczenia w upale za bardzo nie chce się jeść) i niesiony plecak z rzeczami piciem.

Dzień 3 (12 sierpnia 2015)

Na ten dzień czekałem z niecierpliwością ponieważ wiedziałem, że tego dnia dotrę wreszcie do Polski ;)

Zmieniało się też otoczenie na górskie i przyjemniejsze do długich wybiegać. Poza tym miło było znowu zawitać do Szklarskiej Poręby ;)

Po dobrym śniadaniu w formie bufetu śmiało można było wyruszyć w drogę - do Polski ;)

Ten dzień to głównie pod górkę, pod górkę i jeszcze raz pod górkę. 

Tego dnia nie było aż tak gorąco, mocno chmurzyło się a burza w górach wydawała się niebezpieczna.

Kiedy pioruny błysnęły przede mną postanowiłem schronić się, akurat w pobliżu był kościół ;)

Na szczęście burza przeszła bokiem, wypogodziło się ale to oznaczało powrót upału.

Każda możliwość schłodzenia się była przeze mnie wykorzystana. 

Kierunek Harrachov i do Jeleniej Góry (kolejny nocleg)

Jak policzyłem nawet 10 km podejścia serpentynami, było co robić.

Chwila wytchnienia i odsapnięcia. Jedna z nielicznych chwil odpoczynku

Harrachov już blisko, przydałby się jakiś ciepły posiłek, nie miałem okazji zjeść tradycyjnych knedliczków więc jest okazja

I zapowiadane knedliczki ;) Nabrałem sił i mogłem ruszyć w dalszą trasę

Wreszcie dotarłem do Harrachova ale to jeszcze nie koniec dzisiejszej podróży

 Jedna z najpiękniejszych chwil tej wyprawy...wreszcie Polska ! Uczucie kiedy przekroczyłem "granicę" czesko-polską było niesamowite,

dostałem skrzydeł i i zupełnie nie czułem zmęczenia ;)

Kilometry leciały szybko i niedługo potem przez Jakuszyce dobiegłem do Szklarskiej Poręby.

Ledwo wbiegłem do Szklarskiej a już spotkałem znajomych ;-) Porcja pierogów, żurek i w drogę do Jeleniej Góry 

Za mną już ponad 18h biegu. Tego dnia tylko niewiele ponad 47 km z czego oczywiście nie byłem zadowolony ale zapadający zmrok (zbyt długie przystanki na posiłki i bardzo górzysty teren) spowodowały, że po wybiegnięciu ze Szklarskiej już zapadał zmrok, a po około 10-11 kilometrach gdy byłem pomiędzy mniejszymi miejscowościami już było totalnie ciemno. Dodatkowo okazało się, że trasa nie ma pobocza. Na trasie był spory ruch ponieważ Jelenia Góra była kilka kilometrów stąd, podążanie dalej byłoby niebezpieczne.

Podjąłem decyzję by cofnąć się 2-3 km do centrum miasteczka gdzie wcześniej zauważyłem knajpkę z noclegami. Na szczęście było wolne miejsce a do tego spotkałem znajomych i kolejna noc upłynęła spokojnie (ale miałem dodatkowo 4-6km w nogach).To była dobra decyzja ale oznaczała, że następnego dnia muszę wybiec wcześniej by kilka kilometrów dobiec do Jeleniej Góry i potem już wg rozpiski do miejscowości Strzegom. 

Dzień 4 ( 13 sierpnia 2015)

Cały czas forma dopisywała, za mną ponad 150 km ale sił miałem jeszcze sporo. Kolejny cel to Strzegom.

Zakupy w pobliskim markecie pozwoliły na uzupełnienie zapasów jedzenia na trasę. Oczywiście temperatura była ponad 30 C.

Wizyty w sklepach po drodze w celu zakupu zimnej coli lub orzeźwiających lodów stały się już normą.

Góry zostawiłem za sobą, powrót na drogi wiejskie i pola plus oczywiście nieustający upał.

Ponieważ kolejny raz jedna z ulic nie miała bezpiecznego pobocza pozostało kilkaset metrów przedzierać się przez taki teren ;)

Od miasteczka do miasteczka. Godziny leciały i powoli zapadał zmrok.

Tego dnia również nie obyło się bez przygód. Zmrok szybko zapadł a ja znalazłem się w szczerym polu. Trzeba było jak najszybciej znaleźć nocleg.

Widząc w oddali światła i trasę szybkiego ruchu, sądząc ,że znajdę tam jakiś nocleg musiałem odbić i 2-3 kilometry po ciemku przedzierać się przez pole.

Niestety po dotarciu okazało się ,że noclegu w tym miejscu ale lokalni mieszkańcy pomogli dotrzeć do pobliskiego hostelu i mogłem spokojnie zasnąć przed kolejnym etapem.

Tak wyglądały stopy i buty po kilkukilometrowym przedzieraniu się przez pole ;) Ważne, że dotarłem ;)

Dzień czwarty był trochę bardziej łaskawy jeśli chodzi o słońce ale nadal było parno. Zdecydowanie za dużo czasu spędziłem na przerwach posiłkowych. Obfitował tez w mega krążenie po polach i omijanie tras szybkiego ruchu, które nie posiadały pobocza. Przyznam, że na tym etapie nieźle się umęczyłem po tych polach. Skutki można zobaczyć na zdjęciu. Do ciągnąłem do 207km

Dzień 5 (14 sierpnia 2015)

 

 Przede mną był ostatni etap. Aby zdążyć na powracający autokar do Poznania musiałem: szybciej wybiec, ograniczyć czas na postoje w celu pożywienia się

zwiększyć tempo i skoncentrować się na celu - Wrocławiu ;)

Aby było uczciwie uwzględniając pomoc lokalnych w dotarciu do najbliższego noclegu pobiegłem rano kilka kilometrów i powróciłem do punktu wyjścia.....cóż po godzinie dopiero zaczynałem dalszy piąty etap. Psychologicznie nie było to łatwe ale dzięki temu osiągałem wyznaczony przez siebie kilometraż podążając wyznaczoną trasą. 

Nadal na drodze były pola i łąki, które spowalniały bieg.

Miałem w nogach już trochę kilometrów a do centrum Wrocławia jeszcze 53 km.... ;-)

Z utęsknieniem będę wypatrywał granic Wrocławia i tablicy miasta .

Po asfalcie by przycisnął tempo ale brak pobocza spowodował,że kilka kilometrów musiałem pokonać przez taki teren.....

Nawet jakaś kopalnia odkrywkowa się trafiła, trzeba było nadłożyć trochę trasy

246km..czyli dystans Spartathlonu, na raty w 30:44 ;) Oj gdyby faktycznie tak pobiec jednym ciągiem...

Na liczniku prawie 250 km. Stopy już bolą ale napieram bo do Wrocławia już niedaleko..

Rany....dobiegłem ;-) teraz mam aż dwa dni wolnego, kino i KFC ;-) wyszło 259,7 km ale dokręciłem do 260,5 bo była w pobliżu Biedronka.

W piąty dzień biegłem prawie jak na skrzydłach, prawie ponieważ wiadomo, że zmęczenie materiału już było. Tym razem postanowiłem, że nie napełniam camelbaka przynajmniej na początku i nie zabieram śniadania. Faktycznie dużo lżej i dużo lepiej się biegło. Aby zdążył na autobus do Poznania postanowiłem też, że nie będę rozsiadał się na posiłki. Dzięki temu dobiegłem na 1h przed odjazdem autobusu ;-) uffff.

Sprawdziłem i cały bagaż z napełnionym camelbakiem to około 4-4,5kg . Z pustym camelbakiem miałem blisko 2kg mniej i to robiło różnicę. Na tym etapie na około 20 km przed końcem, trudnym momentem było ominięcie wiaduktu co zakończyło się przeprawą przez krzaki z kolcami i oset. Dystans Sparty zanotowałem na zegarku w 30h i 44 minuty. Oczywiście nie te warunki, nie ta trasa i jednym ciągiem ale niech to będzie dobry zwiastun a przede wszystkim psychologiczne nastawienie. Na pewno można było wiele z tego zdjąć gdyż mocno spowalniały pola.

W zasadzie cały dystans pokonywałem w mocnym słońcu a na Sparcie jednak mamy też noc. Zauważyłem, że jak tylko słońce jest niżej natychmiast odżywam. Pocieszające jest też to, że cała wyprawa zakończyła się bez żadnego odcisku i w zasadzie przez to , że tempo było wolne to nie mam zakwasów, normalnie można funkcjonować itp.

Dużą trudność sprawiał brak punktów odżywczych jak na zawodach. Biegłem w upale często przy ruchu samochodowym zatem i tutaj nastąpiła dobra adaptacja. Dystans pokonywałem od drugiego dnia w całości i konsekwentnie metodą 8 minut biegu, 2 minuty marszu chyba, że było podejście w górach lub musiałem szukać alternatywnej trasy lub przeprawiałem się przez pola i krzaki.

Ustanowiłem nowy rekord kilometrażu w tygodniu. 281km... ;-) Obecnie mam przebiegnięte 412 km w dwa tygodnie , a 340 km w 10 dni (w tym jeden dzień wolny) czyli średnia z ostatnich 10 dni to 34 km ;-), średnia na dzień treningowy w sierpniu to 31,69km (13 treningów w 14 dniach)

To tyle ze statystyk.

A tak dokładnie wyglądała wyprawa dzień po dniu.

Poniedziałek – 51,8
Wtorek – 51,8
Środa – 47,4
Czwartek – 56
Piątek – 53,5
Razem: 260,5 km

Zebrałem wiele doświadczenia. Na pewno taka wyprawa jest niebezpieczna z uwagi na drogi bez pobocza, których za bardzo nie ma jak czasem ominąć oraz ruch samochodowy. O ile samemu łatwiej zareagować na dane sytuacje to w parze lub kilka osób mogłoby to być trudniejsze. Co innego support i eskortujący samochód. 

Wydaje mi się, że poprzez te przygotowania i wyprawę stałem się dojrzalszym ultrasem. Zobaczymy jak to zaprocentuje na przyszłość. Jedno jest pewne, swoją przyszłość zwiążę z biegami ultra. Jeszcze tylko zrobię życiówkę w maratonie < 2:50 i zadomawiam się w ultra.

Bo to niesamowita przygoda za każdym razem...

Tydzień na spokojnie bez wariacji ;-) Wisienką na torcie było powtórzenie treningu z Pobiedzisk do Poznania ale już przyjemniejszą trasą przez m.in Promno, Swarzędz.

Tydzień 13 (17 - 23 sierpnia 2015)

Powoli skupiam się na sprawach logistycznych związanych ze Spartą, czytam wszystkie możliwe relacje itp. O ile w dalszej części biegu tempo limitu jest spokojniejsze uwzględniające zmęczenie i górskie ukształtowanie terenu to początek jest już mało komfortowy jak na tempo ultra i wystarczy wspomnieć, że np pierwsze 40 km przy tempie około 6:35-6:40/km już ściągają z trasy. Biegnąc początek po 6:00/km co przy dystansie na ponad 200 km normalnie byłoby nierozsądne zyskujemy na pierwszych 40km zaledwie 20 minut od limitu....a to balansowanie na krawędzi. Wszystko spokojniej wygląda od 81 kilometra punktu kontrolnego 22. Spokojniej ale po całym dniu w upale trasa zacznie się wznosić ;) Wracajmy do minionego udanego tygodnia:

PN - 22 km
WT - 18 km
Śr - 19 km
Czw - 20 km
PT - 17,5 km
SB - 14 km
ND - 31,5 km (Pobiedziska-Poznań)
Razem: 142 km

"Zgrupowanie" na wybrzeżu pod okiem mojego kolegi Damiana ;-)

Tydzień 14 (24 - 30 sierpnia 2015)

Spokojne treningi i miesiąc sierpień zapowiada się kosmicznie. W nagrodę wtorek czeka totalne lenistwo na plaży. Byle do wtorku. ...tydzień będzie podobny do poprzedniego czyli około 140km

 

Z ciekawostek. Z ostatniej edycji Spartathlonu tylko:
26% Brytyjczyków dobiegło do mety
20% Amerykanów dobiegło do mety
26% Włochów dobiegło do mety
35% Japończyków dobiegło do mety
u Polaków jest to około 50%
Jak ostatnio opisano Spartathlon niektórzy określają jako najbardziej prestiżowy, najtrudniejszy itp ale wszystko zawarte jest w nazwie, Spartathlon to Spartathlon i wszystko jasne.
W tym roku wystartują ultrasi z 48 państw. Jadę oczywiście aby podwyższyć statystykę tych, którzy osiągną metę

Sierpień = 715 km. Dotrwałem, przy niskiej intensywności było to możliwe. 3 dni wolnego czyli 28 dni treningowych co daje średnio ponad 25 km na trening. Jutro zasłużony dzień wolny. Praca treningowa wykonana ogromna. Nie jestem tak utalentowany biegowo jak inni czołowi ultrasi ale jestem systematyczny i pracowity ;)
Teraz czas zmniejszania kilometrażu a potem luzowania. Ostatni tydzień 135,5 km a dzisiaj w ostatni dzień miesiąca dokręcenie 25 km.
Ostatni tydzień wyglądał tak:
PN - 18km
WT - 19 km
Śr - 19,5 km
Czw - 18 km
PT - 16 km
SB - 30km
ND - 15 km
Razem: 135,5km
Cały miesiąc 715 km, 3 miesiące przygotowań to 1920 km.

Czas wracać. Bardzo udany okres wyciszenia. Kilometry same wchodziły. Jeszcze wybieganie w Pile i czas planować luzowanie przed Spartą.

Tydzień 15 (31 - 6 września 2015)

W zasadzie po Pile zostają 2 tygodnie spokojnych treningów i wylot na Spartathlon. Emocje powoli przychodzą...Ps. Damian wziął mnie w miejsce gdzie kiedyś była granica polsko - niemiecka. Niech to będzie symbolem przekraczania własnych granic.

Ostatni tydzień wyglądał tak:

PN - 18km
WT - 19 km
Śr - 19,5 km
Czw - 18 km
PT - 16 km
SB - 30km
ND - 15 km
Razem: 135,5km
Cały miesiąc 715 km, 3 miesiące przygotowań to 1920 km.

Skończył się tydzień 16 i powoli odkreślam ostatni 17 tydzień...

W zeszłym tygodniu zgodnie z planem zmniejszanie kilometrażu i w sumie 100km - w tym kontrolnie podbiegi 5x400m i sobotnia 30-ka. Następny tydzień czyli nr 17 i ostatni przed Spartą zakończy się w około tylko 70km. Na koniec przyszłego tygodnia pozostanie lekki weekend czyli 15-16km i 12-13 km. Treningu zostaje już mało, organizm dobrze odczuwa regenerację i łapanie świeżości a czas więcej zajmuje już kompletowanie rzeczy do zabrania niż treningu. Na tą chwilę wszystko idzie wg założeń.

W sobotę była ostatnia 30-ka, w całości po asfalcie.....asfalt to jednak wchodzi bardziej w nogi niż dukty leśne. Najbliższe treningi raczej nie będą przekraczać 12km , sama przyjemność. Planuję jeszcze tylko w środku tygodnia jakąś lajtową 20-tkę....treningi dobiegają końca to co miało być zrobione już w całości zostało zrealizowane... 

PN - 10 km
WT - 0
ŚR - 14,5 km
CZW - 16 km
PT - 17 km
SB - 30 km
ND - 12,5 km
Cały tydzień 100 km.

Odkreślam ostatni 17 tydzień...

Tydzień nr 17 (14-20 września)

Prawie 10 lat temu zamarzyłem by dumnie w koszulce KB MANIAC POZNAŃ wbiec do Sparty a na uroczystej gali gdzie każdy jest wyczytywany i zapraszany na środek, wśród najtwardszych ultrasów świata wejść dumnie w barwach klubowych po odbiór certyfikatu ukończenia morderczego Spartathlonu na myśl którego ultrasom pojawia się gęsia skórka a w oczach dostrzec można strach...wejść i potwierdzić, tak, ja MANIAC z Poznania zrobiłem to bo pasja biegania to moja mania i my Maniacy jesteśmy najtwardsi. Za 2 tygodnie o tej porze pewnie będzie najciężej będę zbliżał się gdzieś do 150 kilometra a przede mną będzie spory szczyt z niebezpiecznym zejściem....potem będzie już tylko trudniej ;-) ale jeśli każdy z kibicujących wyśle 1-2 smsy to spokojnie dam radę ;)

Dopóki na trasie będę walczył będę zwycięzcą....odpocznę za metą ;-) Muszę dać radę bo kto jak nie MANIAC z Poznania.

Tak wyglądał ostatni tydzień przed Spartą.

PN - 10 km
WT - 0
ŚR - 18 km
CZW - 10 km
PT - 0 km
SB - 16 km
ND - 11 km
Cały tydzień 65 km.

Trzymajcie kciuki !

Doniesienia prasowe:

Dokładnie za tydzień poznański ultramaratończyk Artur Kujawiński jako pierwszy Poznaniak wystartuje w legendarnym biegu Spartathlon. Bieg ten na dystansie 246 km w formule non-stop uważany jest przez światowe rankingi za jeden z najtrudniejszych na świecie. Trasa wiedzie spod Akropolu w Atenach do legendarnej Sparty pod pomnik króla Spartan – Leonidasa.
Udział w tegorocznej edycji potwierdziło 386 ultramaratończyków z 48 krajów. W tym roku wystartuje 8 Polaków, jak do tej pory w ciągu dotychczasowych 32 edycji zaledwie 29 Polaków ukończyło ten morderczy bieg. Co roku bieg dla którego wyznaczono limit 36 godzin kończy zaledwie 30-35% uczestników (wyjątek stanowił 2014 rok kiedy pogoda była wyjątkowo sprzyjająca). Trudność biegu prócz długiego dystansu polega na panującej w Grecji wysokiej temperaturze i wysokich wymogach w postaci 75 punktów kontrolnych. Powoduje to iż uczestnik może zostać zdjęty z trasy średnio co 3-4 kilometry jeśli spóźni się na dany punkt kontrolny o wyznaczonej godzinie.
Przygotowania do takiego wyzwania sportowego są bardzo wymagające. Poznaniak w ramach przygotowań w ostatnich 10 tygodniach zrealizował blisko 2000 km, co dało kilometraż prawie półmaraton dziennie. Specyficznym treningiem był również samotny bieg z Pragi do Wrocławia w celu przystosowania organizmu do długiego samotnego biegu.
Legendarny Spartathlon gromadzi co roku najtwardszych ultramaratończyków na świecie, w tym roku na jego trasie pobiegnie reprezentując nasz region Poznaniak Artur Kujawiński, który do tej pory przebiegł ponad 50 maratonów, 17 ultramaratonów a najdłuższy dystans w formule non-stop jaki pokonał to 235 km.
Spartathlon to jeden z najbardziej morderczych biegów wytrzymałościowych na świecie. 
Organizowany jest dla upamiętnia wyczynu legendarnego Filippidesa, który w 490 roku p.n.e. pobiegł do królestwaSpartan z prośbą o pomoc dla Aten, zagrożonych perskim najazdem. 
Transmisję video on-line oraz wyniki będzie można śledzić na stronie organizatora spartathlon.gr
Poznania Artur Kujawiński pobiegnie z numerem 137 .

Poznaniak pokonał Spartę. 

Artur Kujawiński pierwszy Poznaniak, który udanie zmierzył się z morderczym biegiem Spartathlon na dystansie 246 km z Aten do Sparty powrócił do kraju. Zaledwie 46% uczestników spośród reprezentantów 48 krajów dotarło do mety w Sparcie. Poznaniak był jednym z 4 Polaków, którzy ukończyli tegoroczną edycję Spartathlonu, próbę przebiegnięcia w formule non-stop 246 km podjęło 8 Polaków.
Tegoroczna edycja z uwagi na zmienność warunków pogodowych należała do jednych z najtrudniejszych. W pierwszej połowie biegu ultramaratończykom doskwierał grecki upał sporo powyżej 30 C, by w nocy kiedy musieli pokonać górę Sangas przejść w ulewę utrudniającą wspinaczkę i groźny zbieg po kamienistym zboczu.
Jeden z najbardziej legendarnych ale i jeden z najtrudniejszych ultramaratonów na świecie Poznaniak ukończył w czasie 35 godzin i 37 minut pokonując trasę bez snu i bez przerw na odpoczynek z uwagi na rygorystyczne limity czasowe na puntach kontrolnych. 

Statystyka narodowa finiszujących reprezentantów niektórych krajów.

ISRAEL: (2/3) 66,7%
HUNGARY: (10/16) 62,5%
UK: (13/21) 61,9%
AUSTRIA: (3/5) 60%
IRELAND: (3/5) 60%
SPAIN: (3/5) 60%
DENMARK: (6/11) 54,5%
BRAZIL: (1/2) 50%
LATVIA: (1/2) 50%
POLAND: (4/8) 50%
PUERTO RICO: (1/2) 50%
SLOVENIA: (1/2) 50%
JAPAN: (28/58) 48,3%
GERMANY: (13/27) 48,1%
GREECE: (30/63) 47,6%
USA: (9/19) 47,4%
------------------------------------AVERAGE 46,6%
FINLAND: (6/14) 42,9%
ITALY: (10/25) 40%
SWEDEN: (4/11) 36,4%
ARGENTINA: (2/6) 33,3%
BELGIUM: (2/6) 33,3%
CZECH REPUBLIC: (2/6) 33,3%
FRANCE: (5/17) 29,4%
NETHERLANDS: (1/6) 16,7%
TAIWAN: (1/6) 16,7%
SLOVAKIA: (0/3) 0%