Jeden z moich najbardziej niesamowitych i egzotycznych maratonów. Reggae Marathon na Jamajce.

Jamajka znana jest prawie wszystkim czy to kojarząc barwy: zielony, żółty i czerwony czy za sprawą wielu słynnych sprinterów poczynając od Marlene Ottey a po ostatnim z największych Usainie Bolcie kończąc.

Jamajka to mała wysepka na Morzu Karaibskim, która w najszerszym miejscu ma zaledwie 82 kilometry. Długość tej wyspy 235 km to dla ultrasa dystans do przebiegnięcia w jeden dzień. Ludność kraju rzędu ludności średniej wielkości stolicy bo tylko 2,7 mln mieszkańców a potrafili tak znakomicie rozsławić swój kraj na całym świecie. Co ciekawe nie występują tu pory roku, średnia temperatura to …27 C ;)

Bajka prawda? Ale tak właśnie jest w RAJU ;) Wyspę tą odkrył Krzysztof Kolumb a ważną datą do zapamiętania jest 6 sierpnia 1962 kiedy Jamajka uzyskała niepodległość. Jeżeli chodzi o informacje praktyczne to na wyspie można płacić dolarami amerykańskimi lub dolarami jamajskimi (oczywiście inne przeliczniki). To tyle jeśli chodzi o podstawowe wiadomości ;) Tak mały kraj a tylu niesamowitych sprinterów i sprinterek wydał na świat. Tak naprawdę jest ich dwa razy więcej bo wielu z nich reprezentujących USA czy Kanadę urodziło się również na Jamajce.

Jamajczycy za sprawą Boba Marleya upodobali sobie kolory Etiopii, które dosłownie są wszędzie. Są to kolory: zielony, żółty i czerwony. Wg źródeł internetowych dla Etipczyków kolory te oznaczają: 

Zielony - ziemia, ląd Afrykański, którego spokój zniszczyła kolonizacja. Symbolizuje również kontynent, z którego wywodzą się pierwsi ludzie.

Żółty - oznacza złoto zagarnięte przez kolonistów. Czerwony - krew która została przelana podczas walk z najeźdźcą.

W rozmowie z Jamajczykami z tego co zapamiętałem to żółty oznacza dla nich głównie słońce a zielony…. cóż marihuanę…

Oryginalna flaga Jamajki zawiera barwy: czarny, zielony, żółty

Flaga Jamajki została przyjęta 6 sierpnia 1962 roku w dzień uzyskania niepodległości przez ten kraj. Pobieżnie można ją rozumieć: kraj biedny, ale słoneczny i zielony. Poszczególne barwy symbolizują:

  • czerń - trudności, do pokonania, trójkąt i odwrócony trójkąt czeski wskazują na ich istotę, a także samodyscyplinę by się z nimi uporać
  • zieleń - przyrodę, rolnictwo i nadzieję na świetlaną przyszłość
  • złoto - przeplatające zieleń, oznacza piękno Jamajki, bogactwa naturalne i szlachetne ideały.


Pomysł wystartowania w maratonie na Jamajce wydawał się kiedyś tak samo odległy i nierealny jak lot w kosmos ;)

Jamajka z racji trenowania w przeszłości sprintu i interesowania się od około 24 lat sprintami w zasadzie była w świadomości ucieleśnieniem raju dla kogoś kto trenował sprinty. Marzyłem by się poczuć tą atmosferę, zrozumieć jak to możliwe, że z tego małego kraju wywodzi się tylu sprinterów i sprinterek. Ba kiedy ja interesowałem się sprintem Usain Bolt miał dopiero 2 latka a najlepszą reprezentantką Jamajki była Marlene Ottey, gazela do której wzdychali wszyscy komentatorzy. Co ciekawe dzisiaj ta 52 letnia sprinterka….tak nie przeszła jeszcze na emeryturę, złamała zaledwie kilkanaście dni temu 12s na 100m !!! Wprawdzie obecnie reprezentuje Słowenię i tutaj się przeprowadziła ale to fenomen wszechczasów prosto z Jamajki. Maraton w królestwie sprintu to było coś co wydawało się zarówno bardzo nierealne ale jakże ekscytujące. Zobaczyć kraj, gdzie rodzą się najszybsi ludzie świata pobudzał wyobraźnię do granic możliwości. Kraj skąpany słońcem, pokryty wspaniałą zielenią i otulony pięknymi plażami. Tam musiało być pięknie ;)

A ponieważ kieruję się swoim mottem, że nie ma rzeczy niemożliwych są tylko marzenia do spełnienia plan udziału w maratonie i odwiedzenia Jamajki powoli przeistaczał się w rzeczywistość. Data rozgrywania tego niezwykłego maratonu dla nas mieszkających w Polsce jest nietypowa…pierwsza sobota grudnia. Podczas gdy u nas śnieg lub temperatura bliska 0 C tam panują oczywiste tropiki w ciągu dnia jak i w nocy 28-32 C i wilgotność rzędu 80-90%. Sprawdziłem godzinę startu…5:15 i temperatura około 28 C. Było zatem oczywiste, że będzie to maraton na zaliczenie i przetrwanie w tak niesprzyjających warunkach dla Europejczyka przyjeżdżającego z zimnego kraju. Jamajka to na tyle egzotyczny kraj, że loty odbywały się w zasadzie około 2 razy w miesiącu przez Niemcy, Wielką Brytanię lub USA. Zatem z jednej strony radość, że aż dwa tygodnie na Jamajce z drugiej to spore koszty związane z noclegami i pobytem. Dużym plusem było to, że szybszy przyjazd pozwalał na aklimatyzację. W zasadzie pomysł maratonu na Jamajce zrodził się i zrealizował z dwóch powodów. Moja żona Agnieszka była tam około 10 lat temu, wiele opowiadała, pokazywała zdjęcia i bardzo tęskniła by tam wrócić. Druga rzecz, od jakiegoś czasu w miarę możliwości biegała i kiedyś nieśmiało zapytała, że chciała by wziąć udział w biegu na 10 km. Sprawdzając kiedyś z ciekawości informacje o maratonie na Jamajce okazało się, że w ramach tej imprezy jest bieg na 10 km a do tego start jest wspólny o tej samej godzinie. Ponieważ nigdy nie brała udziału w biegu masowym postanowiłem, że pierwsze 10 km pobiegnę z żoną. Analizując trasę i kontaktując się z organizatorami (dla pewności) okazało się, że obok trasy była meta biegu na 10 km więc bezpiecznie mogła tam się udać a jak kontynuowałem dalsze 32 km.

Trzeba pamiętać, że byliśmy białymi w obcym odległym kraju i wiązało się to z pozostawieniem jej na około 2,5 godziny samej gdzie jakby nie było dla miejscowych biała kobieta była dużą atrakcją i ciekawostką a dla niej samej pewnego rodzaju obawą przed natręctwem. Na szybko też musiałem ją poinstruować jak zachować się po przekroczeniu mety,a na miejscu musieliśmy zobaczyć strefę mety by umówić się w charakterystycznym miejscu. Nie wiadome bowiem czy miał to być rozległy teren czy też mniejsze wyznaczone miejsce. Ważne abyśmy się po biegu odnaleźli. Zbliżający się okres świąteczny zakłócił treningi mojej żony i praktycznie przed wyjazdem ostatnie 3 tygodnie z uwagi na pracę minęły pod znakiem braku biegania. Postanowiliśmy, że Aga weźmie buty i strój a na miejscu zobaczymy jak organizm zareaguje na panujące warunki atmosferyczne a co za tym idzie ja również zadecyduję czy pobiegnę mocno (jeżeli ona nie pobiegnie) czy też wspólnie pobiegniemy pierwsze dziesięć kilometrów i potem gaz do mety. Z uwagi na panujące warunki na Jamajce, koniec mojego sezonu biegowego i plan wspólnego biegu z żoną przez pierwsze 10 km, specjalnie nie przygotowywałem się do maratonu. Ot aby trzymać w miarę formę. Ale był cichy plan analizując wyniki z poprzedniego roku by po 10 kilometrach kiedy żona uda się na metę przyspieszyć i zameldować się w pierwszej dwudziestce ;) Ponieważ w Polsce w tym czasie trwała wielka ogólnopolska debata a wręcz afera z powodu orzełka na koszulkach reprezentacji polskich naszych piłkarzy mających grać na Euro postanowiłem, że będę godnie i z dumą reprezentował barwy narodowe podczas biegu. Liczyłem też, że może spotkam jakiś rodaków lub któryś z kibiców skojarzy barwy i pozdrowi ;)

Przyjazd

Podróż z Niemiec zajęła około 9 godzin ale nie była uciążliwa. Po wylądowaniu pierwsza myśl to - gdzie jest Bolt ? Czy są pomniki, plakaty itp. ;) Tak, już na lotnisku wita bilboard Bolta ;) To pokazuje jak Jamajczycy są z niego dumni.

Prawie spotkałem Bolta ale to prawie robi różnicę

Jak zwykle przy wyjściu z lotniska trzeba być czujnym na naciągaczy oferujących dojazd do miasta. Do Negrilu w którym odbywał się maraton było z lotniska w Montego Bay 70 km. Przezornie wcześniej zaklepaliśmy taksówkę w jednej ze sprawdzonych korporacji. U wyjścia czekała już na nas miła Jamajka, która była kierowcą taksówki ;) Muzyka czyli reggae jaką zaserwowała podczas jazdy dobitnie uświadomiła nam, że jesteśmy w innym świecie, kraju guru Boba Marleya. Przylepieni do szyb obserwowaliśmy mijające ulice, ludzi, budynki. Wrażenie zrobiły wielkie statki rejsowe wysokie na kilka pięter przycumowane w zatoce. Stwierdzamy, że Jamajka to bardzo zielona i górzysta wyspa.


Po otarciu na miejsce i zakwaterowaniu udajemy się na posiłek. Po kilku chwilach pierwsze co daje się zauważyć wśród mieszkańców Jamajki to uśmiech i muzykalność. Czy to w taksówce, czy na plaży, czy za barem…wszędzie muzyka, podrygiwanie, serdeczne pozdrawianie i śpiewanie. Sam nie wiem kto bardziej tańczy i śpiewa na co dzień Kubańczycy czy Jamajczycy….chyba całe Karaiby ;)


Czas tutaj płynie wolno w rytmie reggae, szumu morza i blasku słońca. Nikt się nie spieszy może jedynie kucharze hotelowi by zdążyć o czasie podać posiłki. Dziwna sprawa…nie ma tutaj komunikacji miejskiej ale może dlatego, że na całej Jamajce mieszka zaledwie 2,7 mln ludzi, w końcu wzdłuż cała wyspa ma zaledwie 235 km a w najszerszym miejscu tylko 83 km. Co to jest dla ultramaratończyka…zaledwie małe poletko.

 

 

Miasto do którego trafiliśmy to Negril, jedna z popularniejszych miejscowości, o populacji zaledwie 4 tyś… jedna główna ulica i centrum wielkości typowego ronda.

Obiad

Kiedy pierwszy raz taksówkarz zawiózł mnie na moje życzenie do centrum i zatrzymaliśmy się na tym rondzie zapytałem czy aby na pewno to miejsce? Centrum to kilka budynków „na krzyż” i rondo wielkości…kwietnika ;)

Po lewej centrum, obok tego drzewka było rondo wokół, którego nawracaliśmy podczas maratonu. Owe rondo było zaledwie 3 razy większe od tego zagajnika z drzewkiem ;). Po prawej główny rynek w Negril na którym zaopatrywaliśmy się w pamiątki istne "centrum" rękodzieł...

Druga mila maratonu

Trasa maratonu

Jedna z zaskakujących sytuacji, kiedy padł internet nie było go nigdzie przez 3-4 dni….totalne odcięcie od świata. I pomyśleć, że z tego małego Państwa pochodzi prawie cała populacja sprinterów mieszkających bądź na Jamajce bądź w Kanadzie czy USA. Obserwując plaże widać, że typowym zajęciem jest albo namawianie turysty na przejażdżkę łodzią albo sprzedanie mu skręta czy też dzierganie opasek lub rzeźbienie w drewnie. Śmiać mi się chciało jak jeden Jamajczyk ściemniał Europejki, że jest kapitanem statku a tak naprawdę był majtkiem na małej łajbie. Przypatrując się ludziom, ma się wrażenie, że większość spacerujących po plaży Jamajczyków mogłaby być światowej klasy sprinterami. Niby nic nie robią, niby obijają się a ciała wysportowane jak zawodowi sportowcy z super fitness clubów. Pewnego dnia gdy grupka nagabywaczy i pierwszorzędnych obiboków zaczęła bawić się piłką nożną ich opanowanie techniki, finezja i gracja oraz pomysłowość przyjęć i podań była tak fantastyczna jak na reklamach słynnego Ronaldinho, tak onieśmielała, że kompromitacją by się skończyło dołączenie do nich ;)

To co było piękne, że kiedy wspominałem, że przyjechałem na maraton wszyscy kojarzyli to wydarzenie i bardzo serdecznie mnie przyjmowali. Oczywiście pytali czy wygram ;) Kiedy trenowałem mieszkańcy pozdrawiali i pytali się czy trenuję na maraton. Oni żyli tym wydarzeniem.

Pierwszy trening...

Pierwszy trening jaki postanowiłem zrobić aby zaaklimatyzować się do panujących warunków łącząc przyjemne z pożytecznym postanowiłem wykonać wzdłuż plaży. Postanowiłem dobiec do końca cypla licząc ,że może coś dalej ciekawego zobaczę np. może przy dobrej pogodzie sąsiadującą Kubę, w końcu aż tak daleko nie leżała od Jamajki. Po kilku kilometrach zaczęły pojawiać się dziwne sceny...a to jakaś para młoda robiąca sesję zdjęciową, a to inna parka leżąca nago w ustronnym miejscu...biegłem tak i różne myśli przychodziły do głowy. Po chwili dobiegłem do kolejnego hotelu leżącego przy plaży, przy którym był pomost. W pierwszym momencie ćwiczące osoby, które zauważyłem na pomoście niczym szczególnym się nie wyróżniały. Ale kiedy podbiegłem bliżej ku mojemu przyznam wielkiemu zdziwieniu zarówno instruktorka jak i cała grupa robiąca różnego rodzaju skłony....wszyscy byli w 100% nadzy...tak ćwiczyli nago. i w tym momencie zacząłem się rozglądać gdzie ja jestem, tj gdzie dobiegłem. Przede mną rozpościerał się widok dziesiątek leżaków z nudystami. W zasadzie nie przejąłem się tym ponieważ za cel miałem przecież biec dalej. Okazało się, że w zasadzie był to już teren hotelu ale ponieważ biegłem w samych spodenkach a zatem prawie nago moja argumentacja aby ochrona mnie przepuściła gdyż chcę pobiec dalej do skraju wybrzeża nawet do nich przemówiła. Śmiało zatem wbiegłem w szpaler leżaków z nagimi turystami...dalej okazało się, że w najlepsze trwa dyskoteka akurat na obranej przeze mnie trasie gdzie...hotelowicze tańczą w dobre również nago...tak przeciskając się półnagi między tańczącymi dalej brnąłem przed siebie prawie potykając się o leżące wszędzie leżaki ze swobodnie relaksującymi się turystami. Szkoda tylko, że średnia wieku była dosyć wysoka. Niestety do końca wybrzeża nie udało się dobiec ponieważ dalej teren był już zupełnie dziki i samym wybrzeżem nie dało się biec (skałki i falochrony). Czekała mnie zatem powtórna przeprawa pomiędzy tańczącymi nudystami ;-)

Tak właśnie wyglądał mój pierwszy trening biegowy na tej rajskiej wyspie ;)

Na miejscu

Przy plaży w jednym z miejsc natknęliśmy się na miejscowe graffiti

Guru Jamajki..Bob Marley, jego wizerunek był do słownie wszędzie i na wszystkim

Graffiti twórców reggae

Oczywiście oddaliśmy się klimatowi Jamajki a jedna z pierwszych rzeczy jakie kupiliśmy to koszulki w barwach Jamajki.

Aga z idolem Jamajczyków czyli Usainem Boltem ;)

Spełnił się sen….jestem na Jamajce

Tubylcy

Za dnia nie piją bo alkohol w tych temperaturach osłabia. Bardzo serdeczni jednak przyznam,że 20 razy dziennie proponowanie skręta bardzo męczy. Ale natarczywi nie są jak w Egipcie czy w innych krajach

Kumanie się z miejscowymi ;)

Prawdziwy rasta w gór… i "pokój wszystkim" ;)

Pasta party najlepsze na świecie i to prawda.
Reggae Marathon reklamował się jako najlepsze pasta-party na świecie…zastanawiałem się czy to tylko takie gadanie, marketing czy faktycznie prawda….i z całą pewnością mogę powiedzieć, że to najlepsze pasta party na świecie. Obliczyłem, że było ponad 50 metrów zastawionych stołów z przepysznym jedzeniem a kucharze uwijali się jak mrówki. Można było próbować ile się chce i nikt nikomu nie patrzył w talerz ile sobie nałożył. Do tego występy i muzyka na żywo. Namiastkę tego można zobaczyć na zdjęciach. Ale na żywo zapierało dech w piersiach…z tancerzy pot lał się wiadrami, angażowali się równie mocno jak sportowcy podczas zawodów.

Biuro maratonu, odbieranie pakietów i numeru startowego

Pierwsze w życiu odwiedziny Agi w biurze zawodów ;) W biurze byliśmy koło 19…a to już było bardzo ciemno ;)

Po odebraniu numerów startowych czas na najlepsze Pasta Party na świecie ;)

Byliśmy po kolacji więc nie rzucaliśmy się na kolejne jedzenie ;)

Pasta party do woli… i jak tu się powstrzymać przed maratonem, który był o 5:15 i mało czasu na strawienie…ale przecież chodzi o zabawę !

To catering – pasta party w wydaniu jamajskim ;))))))))))) 

Muzyka na żywo

Jedna grupa grała i tańczyła, druga odpoczywała. Dla nich to jak sport, dają z siebie grubo ponad 100%

Kręcenie głową na asfalcie !!! Oni nie znają granic !

A jak skakali na główkę praktycznie na asfalt to mowę odjęło wszystkim !

Tutaj właśnie przeskoczył ramę

Po tylu wrażeniach ciężko było zasnąć ale musieliśmy już iść aby choć trochę zmrużyć oczy.

Trasa maratonu

Maraton start o 5:15

Tak ekstremalnie nieprzygotowany do maratonu jeszcze nie biegłem…. Ostatnie dni przed maratonem zazwyczaj polegają na piciu węglowodanów, jedzeniu sporej ilości makaronów, bananów jogurtów i rodzynek. Do tego codziennie półtora litra wody. Teraz….nie ukrywam lekkie drinki (w końcu jak można sobie odmówić w tak pięknym miejscu, przecież o zwycięstwo nie walczyłem), sporo smakołyków i białka w postaci kurczaka czyli słynnego jerk chicken. Na szczęście jedzenie to było zdrowe, zdarzał się makaron, ryba i dużo warzyw. Najgorsza była noc przed maratonem. Ponieważ start odbywał się o 5:15 musieliśmy wstać około 3:40 aby oporządzić się i złapać autobus na start + rozgrzewka . Oczywiście tak jak radzę innym rano powinno być tradycyjne śniadanie, ja zawsze jem bułkę lub dwie z dżemem, jogurt i jakąś ciepłą kawkę ….

W hotelu zapewniali, że rano będzie specjalnie śniadanie i kawa dla uczestników maratonu….przezornie nie uwierzyłem, trudno bowiem było mi uwierzyć aby ktoś specjalnie wstał i coś przygotował na 4 rano szczególnie, że obsługa po pracy wyjeżdżała na noc do domu. Wziąłem z kolacji do pokoju 3 kawałki typowej babki….i filiżankę kawy. I to było moje całe śniadanie przed maratonem…. Sucha babka i zimna kawa….oj nawodniony też odpowiednio nie byłem. Całe szczęście, że zapadła decyzja ,że pierwsze 10 km biegnę z żoną więc ogólnie wiedziałem, że to maraton na zaliczenie.

Robiąc treningi martwiłem się o żonę, która pierwszy raz oficjalnie biegła na 10 km do tego niestety nieprzygotowana. Jej treningi z uwagi na brak czasu i pracę do późnych godzin wieczornych ograniczyły się do bieżni w fitness klubie rzędu 3-4 km dwa razy w tygodniu. U nas jak wiadomo panowała zima i bieganie o 22-23 wieczorem po ciemku i całym dniu pracy nie wchodziło w grę.

Ponieważ byliśmy wcześniej postanowiłem zrobić kilka treningów ponieważ pierwszy raz biegałem w takim klimacie. Po pierwszym treningu 7 km w jamajskich warunkach ledwo dobiegłem do pokoju….a co dopiero Aga. Na szczęście udało się nam zrobić pewnego ranka jeden trening wspólnie po plaży około 4 km (chyba przed 6 rano) i nie było źle. Byłem 10 dni przed maratonem i zdążyłem zrobić:

21.11.11 OWB1 10,0
22.11.11 OWB1 11,0
23.11.11 wyjazd 0,0
24.11.11 wyjazd 10,0
25.11.11 wyjazd 8,0
26.11.11 wyjazd 4,0 (po plaży z Agą)
27.11.11 wyjazd 16,0
Razem: 62,00

28.11.11 wyjazd 0,0
29.11.11 wyjazd 0,0
30.11.11 wyjazd 5,0
01.12.11 wyjazd 0,0
02.12.11 wyjazd 7,0
03.12.11 wyjazd maraton 43,0 (w tym rozgrzewka)
04.12.11 wyjazd 0,0
Razem: 55,00

Jak widać była to namiastka treningu a wręcz ściemnianie czy też roztrenowanie ;) Ostatni trening 16 km pokazał co będzie działo się na maratonie. Wstaliśmy około 3:40 i o dziwo nie byliśmy zaspani. Zastanawialiśmy się jak ubrać się na wyjście…ale szybki rekonesans potwierdził, że spokojnie możemy iść w rzeczach startowych bo odczuwalna temperatura jest ponad 25 C ;-) Z hotelu startowało jeszcze kilka osób, autobusy organizatora jeździły między hotelami i zbierały uczestników. W końcu tutaj jest tylko jedna główna ulica więc nie było problemu to ogarnąć. Prócz nas startowało jeszcze około 3-5 Polaków ale jak się okazało na mecie byłem jedynym Polakiem w maratonie. Na trasie pozdrawiało mnie jedno małżeństwo z Polski biegnące w półmaratonie (serdecznie pozdrawiam).
Wracając do biegu. Na starcie niesamowita muzyka reggae, cały czas komunikaty dla uczestników i adrenalina. Aga na moje pytanie czy się stresuje odpowiedziała z uśmiechem, że a czym miałaby się stresować, przecież to bieg i da radę ;) to pokazuje czym jest czysta radość z biegania podczas gdy większość z nas stresuje się czy nawet o minutę nie pobiegnie za wolno ;)))

Razem na starcie.w totalnej nocy czyli około 4:45 ;))))

Żonie jak widać podoba się ;) Na pytanie czy stresuje się odpowiada,że nie ma przecież czym bo da radę ;)

Po sygnale startu ruszyliśmy. Dla mnie tempo spacerowe rzędu 6:30/km okazało się, że powoduje spływający po plecach pot…całe szczęście, że o tej godzinie nie było jeszcze słońca. Trasa obejmowała dwie duże pętle. Biegnący półmaraton mieli do pokonania jedną pętlę a maraton dwie pętle. Uczestnicy na 10 km kończyli bieg przed połówką pierwszej pętli zbiegając już do mety, która praktycznie przylegała do trasy. Oznaczenia dystansu były w milach a dzięki temu, że biegłem z Garminem mogłem obserwować pokonywany dystans w kilometrach co było dla mnie bardzo pomocne. Bieg przebiegał pomyślnie i Adze szło lepiej niż na treningach, delikatny kryzys pojawił się dopiero około 8 kilometra…. Obserwowałem uczestników i kibiców i przede wszystkim u wszystkich było widać radość. Było też sporo osób otyłych i dla nich pokonanie dystansu 10 km było wyczynem, walczyli ze swoimi słabościami. Kiedy czołówka minęła nawrót i widzieliśmy jak wracają, moim oczom ukazał się lider biegu na 10 km. Krótko mówiąc zrobiłem wielkie oczy…był oczywiście czarnoskóry ale to jak lał się z niego pot przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania…wyglądał jakby wyszedł właśnie z morza…dosłownie lało się z niego strugami…to pokazywało jakie panowały warunki.

Na punktach odżywczych rozdawali woreczki z piciem (woda i izotonik)

Powoli wschodzi słońce ;)

Biegłem z aparatem co umożliwiło robienie zdjęć na trasie. Wkrótce świtało a my zbliżaliśmy się do 9 kilometra za którym mieliśmy się rozłączyć. Słodki buziak, wręczyłem jeszcze Adze polską flagę i życząc sobie powodzenia pobiegłem dalej by ukończyć maraton. Biegłem z nadzieją, że za metą bez problemu odajdziemy się.

Ruszyłem jak szalony, wygladało to tak jakbym spóźnił się na start. Po biegu z analizy wynikało, że do 15 zawodnika którego dogoniłem na ostatnim kilometrze miałem w momencie rozdzielania się z Agą aż 25 minut straty ! Ale to wolniejsze tempo uratowało mnie fizycznie i psychicznie. Czułem się w miarę wypoczęty a psychicznie miałem nastawienie jakbym dopiero wyruszał na trening rzędu 32 km czyli normalna sprawa.

Półmetek pokonałem w równe 2 godziny ale sił miałem sporo i cały czas nadrabiałem biegnąc po około 4:25-4:35/km. Nie martwiłem się jeszcze bo wiedziałem, że tutaj wyniki 3:30-3:50 gwarantują wysokie miejsce. Za półmetkiem słońce zaczęło wychodzić i stopy zaczęły już mocno palić…robiło się naprawdę bardzo gorąco. Za półmetkiem zrobiło się pusto bo niewielu przede mną wbiegło na drugą pętlę czyli ci co mieli w planach dystans maratonu. Widziałem, że biegnący przede mną zaczynają zwalniać co dodawało mi sił. Nie ukrywam, że wiedząc ,że jestem jedynym Polakiem na trasie postanowiłem jak najlepiej wypaść. Dobiegając do około 25-26 kilometra również zacząłem czuć trudy upało mimo, że piłem i ochładzałem się na każdym punkcie. Trasa generalnie była płaska z jednym małym podbiegiem na mostek ale mało znaczącym. Przy dobieganiu do jednego z nawrotów ledwo wszedłem w zakręt i tutaj już pojawiły się obawy jak będzie w dalszej części biegu. Policzyłem, że w tym momencie byłem na 28 miejscu. Szanse na znalezienie się w pierwszej dwudziestce oceniałem na małe ale nadzieja była. W końcu przede mną i przed innymi było jeszcze około 16 km. Z każdym kilometrem widziałem kolejnych, którzy biegli przede mną i to wolniejszym tempem. Ja w dalszym ciągu utrzymywałem tempo. Mijając kolejnych odliczałem ilu jeszcze mi brakuje do pierwszej dwudziestki. Dopiero po 30 kilometrze i to nie z powodu kryzysu ale kosmicznej już temperatury tempo delikatnie spadło a każdy punkt był na wagę złota. Organizatorzy mając już doświadczenie zapewnili punkty odświeżania i picia co milę czyli co około 1600m ! Wydaje się z naszej perspektywy śmieszne i przesadne. Ale zapewniam, że korzystałem na każdym punkcie z gąbek i worków z wodą i z izotonikiem (podawane były w foliowych woreczkach).

Po około 34-35 kilometrze było już tak gorąco, że mimo, że na trasie pojawiły się bramki prysznicowe to dotarcie do kolejnego punktu odświeżania stanowiło spore wyzwanie i dużą trudność a to tylko 1600m !!! Widziałem na agrafce zawodnika biegnącego na drugim miejscu…słaniał się i biegł od lewej do prawej strony trasy ;) Cały czas biegliśmy na otwartej przestrzeni więc nie było jak się schować przed słońcem.

Ten widok był jak zbawienie…mile dłużyły się już nie jak 1609 metrów ale jak przynajmniej 2000m Kiedy zobaczyłem tablicę z ostatnią milą poczułem się jak w niebie. Kontrolnie spojrzałem do tyłu czy ktoś mnie goni i upewniwszy się, że nad kolejnym mam około 200-300m przewagi spokojnie już biegłem do mety. Kiedy dobiegłem padłem na trawę i już nie mogłem się ruszyć ;) Mimo , że wypiłem trzy butelki wody nadal czułem pragnienie. Z całą pewnością było to mój jeden z najtrudniejszych maratonów życia z uwagi właśnie na warunki pogodowe. Ale i najbardziej egzotyczny ;-)

Jak pokazują międzyczasy po 10 km byłem na miejscu 105 wśród maratończyków a skończyłem 14. Czas bez żadnych rewelacji ale tutaj walka była o miejsce ;)

Realnie tego dnia uwzględniając formę wakacyjną gdybym biegł od początku mocniej mogłem pobiec maksimum < 3:20. Aga na tle innych kobiet wypadła w debiucie bardzo ładnie uwzględniając też jej brak wystarczającego przygotowania.

Uplasowała się dokładnie w 1/3 stawki zatem w pierwszych 30 % kobiet ;)





To była baaaaardzo upragniona meta...za którą wręcz wołałem...wody, wody

Wreszcie na mecie. Jeden z najtrudniejszych moich maratonów

Z całą pewnością był to jeden z najtrudniejszych maratonów w moim życiu…żeby niemóc dobiec do punktu oddalonego ledwo o kolejne 1600m ???

Polskie małżeństwo podczas Reggae Marathon

Na mecie muzyka na żywo !!! I to utwory Beyonce , Rihany itp. Klimat niesamowity !

Na 11 kilometrowej plaży w Negrilu, już za metą. Ze wspaniałymi i wyjątkowymi medalami jak przystało na Karaiby w kształcie palmy ;)

Frekwencja

Maraton ukończyło 127 osób ( 79 mężczyzn i 48 kobiet). Można zatem powiedzieć, że to maraton bardzo kameralny ale mający swój klimat i urok.

Pozostałe dystanse jak półmaraton ukończyło 497 osób w tym 234 mężczyzn i 263 kobiety – sytuacja zaskakująca….więcej kobiet niż mężczyzn ! Najkrótszy dystans 10 km ukończyło 568 osób w tym 244 mężczyzn i 324 kobiety. Podsumowując na trzech dystansach do mety dobiegło 557 mężczyzn i 635 kobiet czyli kobiety stanowiły większość !!! Chyba pierwszy raz biegłem w takiej imprezie biegowej !

Czasy tutaj nie są uzyskiwane jakieś wybitne, głównie dlatego, że nie biegają tutaj ścigacze jak i z uwagi na pogodę.

Wg danych w dniu maratonu (przypominam,że to grudzień o 5 w nocy było 25 C i potem wzrastało do 30 C ale zapewniam, że odczuwalna temperatura była zdecydowanie kilka oczek wyżej.

The Reggae Marathon course records are listed here for your information.

Reggae Marathon Course Records
• Male record holder- 2:21:05, Pamenos Ballentyne, St. Vincent, 2001
• Female record holder - 2:42:25, Ramilia Burangulova, Russia, 2001

Reggae Half-Marathon Course Records
• Male record holder - 1:08:32, Moses Macharia, Kenya, 2001
• Female recor holder - 1:16:12, Jackline Toror, Kenya, 2001

 

Po maratonie przyszedł spokojny czas na relaks i zwiedzanie

Pewnego dnia na treningu widziałem aż 3 śluby na plaży…wyglądało to baaaardzo romantycznie

Idąc plażą natknąłem się na knajpkę o nazwie Arthur co oczywiście mnie zaintrygowało ;-)

Oto historia powstania: "W lutym 1952 roku Alfred Weneman i jego żona Lucille mieszkający w Casa Blanca Hotel w Montego Bay stwierdzili, że nikt nie powiedział im o froncie zachodnim wyspy, więc zdecydowali, że chcieliby zobaczyć jak wygląda zachodnie wybrzeże.
Po dojechaniu do Negrilu państwo Weneman zobaczyli Negril Beach - przepiękną i długą plażę i zaczęli się zastanawiać, dlaczego tak piękna plaża nie ma nic do zaoferowania dla turystów (puby itp). Poszli do siedziby firmy West Indies Sugar Company i poprosili o zezwolenie na spędzenie czasu tam ale uzyskali odmowę. Następnie poznali człowieka, którego nazwisko było Don Tate i który był notabene kuzynem Arthura Ferdynanda. Don zaprosił ich do Ferdynanda i tak zrobili. Po dojechaniu na miejsce spotkali się z Nim i pokochali to miejsce.
Ferdinand został ich przyjacielem. Kiedy państwo Weneman wrócili do Montego Bay opowiedzieli innym znajomym pięknej plaży i Ferdynandzie w Negrilu. Kolejny przyjaciel postanowił, że on i jego żona odwiedzą Negril następnego dnia.
Państwo Weneman natychmiast zarządzili stworzenie płyty z namalowanym znakiem oznaczającym plażę Arthura przekazujac ją owej parze aby wręczyli Ferdynandowi i ustawili przy bramie wejścia na plażę. Po przybyciu na plażę również pokochali to miejsce i również Ferdynand został ich przyjacielem. Powiedzieli Ferdynandowi ,że pokażą mu jak może zarabiać na tym miejscu i dali mu 8 funtów, poprzednio państwo Weneman zostawili mu 4 funty. Obie pary wróciły do Stanów Zjednoczonych i zaczęli publikować w gazecie informacje o Arthurs Beach w Negrilu. Po czasie goście zaczęli przybywać, kilka dni po jednym, potem po dwóch a po kilku dniach do pięciu gości. Krótko potem producent opon Firestone w USA wysłał swojego przedstawiciela do Arthurs Ferdynanda i powiedział, że widział reklamę w prasie w USA i chce skorzystać z plaży na cały dzień, Ferdinand zgodził się. Firma Firestone Tire przybyła z czterysta pięćdziesiącioma osobami na przyjęcie. Spędzili wspaniale czas. Mieszkańcy zaczęli schodzić się aby zobaczyć co się dzieje. Następnego dnia gdziekolwiek poszedłem ludzie mówili ,że mój ojciec stanie się milionerem. Śmiać mi się raczej chciało.
Z czasem plaża w Negrliu stawała się nawet planami filmowymi różnych amerkańskich produkcji.
Arthurs Plaża nadal rosła aż do roku 1955, gdy nastąpiła zmiana rządu na Narodową Partię Ludową z Honem na czele. Norman Manley doszedł do władzy po raz pierwszy.
Po pewnym czasie Serwis Informacyjny Jamajki przybył do Negril zrobić wywiad z Arthurs Ferdinand. Norman Manley zobaczył go w telewizji i był do Negril by poznać Ferdinand Arthurs i zdecydował się Negril stanie się ośrodkiem turystycznym. Następnie zarządził zainstalowanie wody , światła i zbudowanie dróg.
W 1962 roku nastąpiła zmiana rządu na Jamajską Partię Pracy i Negril ponownie "został uśpiony" Lata 60-te to lata hipisów. W 1972 roku nastąpiła kolejna zmiana rządu na Narodową Partię Ludzi i do władzy wrócił Hon. Michael Manley i Negril ponownie odżyły.
Negril w tym czasie stał się jednym z najszybciej rozwijających się obszarów na Jamajce i produkując tysiące miejsc pracy wewnątrz i na zewnątrz Negrilu.

Pierwsi turyści w Negrilu

Pierwszy bar w Negrilu

Ponieważ byliśmy w okresie bliskim świąt taka oto niespodzianka nas spotkała ;)

Pamiątki

 

Po typowym śniadaniu pojechaliśmy zwiedzać okolice

Muzeum Boba Marleya - to wręcz obowiązek aby zwiedzić ;) Pojechaliśmy do jego rodzinnego domu w Nine Miles

Za wikipedią: Robert Nesta "Bob" Marley (ur. 6 lutego 1945 w Nine Miles, zm. 11 maja 1981 w Miami) – jamajski muzyk, wokalista, kompozytor, autor tekstów, który rozpropagował muzyczny styl reggae inspirując się gatunkiem ska, związany z ruchem Rastafari.

Biografia

Bob Marley urodził się 6 lutego 1945 we wsi Nine Mile w Saint Ann na Jamajce. Jego ojciec, Norval Marley, był białym oficerem armii brytyjskiej, a matka, Cedella Booker, jamajską piosenkarką i pisarką. 10 lutego 1966 Bob ożenił się z Ritą Anderson.

Jego życie było aktywne, lecz bardzo krótkie - zmarł w wyniku przerzutów choroby nowotworowej do płuc i mózgu. Inwazja nowotworu zaczęła się od stopy, na palcu której wykryto czerniaka złośliwego. W lipcu 1977 roku artysta odniósł kontuzję podczas gry w piłkę nożną. Rana nie została do końca zaleczona. Przekonania religijne sprawiły, że Marley nie chciał zgodzić się na amputację zakażonego palca u nogi (niektórzy rastafarianie głoszą jedność ciała, uważając, że amputacja jest grzechem). Wkrótce u muzyka wykryto nowotwór skóry. Niebawem pojawiły się przerzuty na inne organy. W 1980 Marley zasłabł podczas joggingu w nowojorskim Central Parku. Okazało się, że zaatakowane zostały płuca, żołądek i mózg. Marley wierzył, że jego wiara zapewni mu wieczne życie, pomimo nowotworu (ostatecznie jednak palec u nogi został amputowany). Był także przekonany, że lekarze to sami oszuści, którzy udają, że mają moce szamańskie. Brał także pod uwagę, że amputacja wpłynie na jego zdolności do tańca oraz na jego karierę w momencie, kiedy był blisko wielkiego sukcesu. Był operowany w celu wycięcia komórek nowotworowych. Jego choroba była ukrywana przed publicznością.

W 1994 roku Bob Marley został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame.

Dzieci: Bob Marley miał 11 dzieci: troje ze swoją żoną Ritą, adoptował dwoje dzieci Rity z innych związków, a sześcioro pochodzi z jego związków z innymi kobietami.

Marley był szeroko znany z poświęcenia się Rastafari. Pobierał nauki od Mortimera Plannera, uznanego jako jednego z ideologów tego ruchu. Był de facto misjonarzem rastafari (jego działania i teksty piosenek sugerują, że czynił to w pełni świadomie), przyczynił się do zwrócenia uwagi międzynarodowej na ten ruch.

Jako rastafarianin, Bob Marley był wielkim zwolennikiem używania marihuany jako sakramentu. Na okładce albumu Catch a Fire widnieje jego zdjęcie, na którym pali dużego skręta z marihuaną. Zastosowanie marihuany do rozwoju duchowego jest wzmiankowane w wielu utworach.

Przed śmiercią Bob Marley przystąpił do Ortodoksyjnego (Koptyjskiego) Kościoła Etiopskiego. Przez cały poprzedni rok matka Marleya, Cedella Booker usiłowała nakłonić go, aby przystąpił do Kościoła, lecz Bob odmawiał, mówiąc: Jestem ochrzczony przez ogień. Jednak przekonany, że zostały mu tylko dwa tygodnie życia zgodził się na chrzest i przystąpienie do Ortodoksyjnego Kościoła Etiopskiego. Ceremonia odbyła się w hotelu Wellington, a przystąpił do niej Bob Marley, jego żona Rita, oraz ich dzieci. Ceremonii przewodniczył Abuna Izaak. Bob Marley otrzymał wówczas imię Berhane Selassie, oznaczające Światło Świętej Trójcy. Niektórzy rastafarianie uważają, że symbolika tego imienia ujawnia się w nagraniach Boba Marleya, ich zdaniem niemal każdy utwór rozświetlany jest światłem darów Ducha Świętego i inspiracji pochodzącej od Boga.

Bez wątpienia Bob Marley to kultowa i najważniejsza postać dla Jamajczyków

Jak myślicie co to jest?

Moje zdziwienie wywołało wołanie i machająca dłoń

Podobno łóżko Boba. Oczywiście przewodnik żartował aby kobiety nie dotykały go bo mogą zajść w ciążę jako ,że Bob Marley słynny był ze swej płodności i licznych dzieci

Pokój Boba w jego rodzinnym domu

podobno tutaj wymyślał piosenki Nine Mile rodzinny dom Boba Marleya

Jest on pochowany z bratem i to nie pod ziemią ale w sarkofagu nad ziemią

Nasz przewodnik (baaaaardzo sympatyczny)

Kolejny z zapytaniem czy chcę skręta ;) To już 20 raz tego dnia

przydrożny sklepik, banany mniej zakręcone i bardziej słodkie

Następnie pojechaliśmy do Ocho Rios zobaczyć Dunss River

Wprawdzie turystów było sporo ale ten wodospad był większy od pozostałych

Lodowata woda pozwoliła na chwile ochłody

To również miejsce na....zdjęcia ślubne ;)

Po dwutygodniowym pobycie czas niestety wracać do Polski

Ostatnie widoki

Powrót do domu

Zawsze jesteśmy ciekawi co zaserwują w samolocie ;-)

Nie poznałem tego kraju dokładnie, zaledwie fragment .

Poznałem tylko wybrzeże ale najpiękniejsze wybrzeże.

Po poworcie gdy już na nowo wdrożyłem się w pęd codziennego miejskiego życia, gdy posłuchalem narzekających ludzi pomyślałem….,że biedni mieszkańcy Jamajczycy, dla których w większości dobry aparat nawet nie jest osiągalny (nie dosyć, że w mieście był tylko jeden bankomat to ceny aparatu były prawie 2 razy droższe niż w Polsce a do wyboru były "aż" 3-4 modele) prawdopodobnie są bardziej szczęśliwi.

Taki biedny Jamajczyk w ciągu dnia posiedzi na plaży coś tam porzeźbi coś uplecie i liczy, że turysta kupi….czasami wysępi picie lub coś do zjedzenia a wieczorem w rytmach reggae i przy drinku jest najszczęsliwszym człowiekiem marzącym zaledwie by kolejny dzień przyniósł mu jedzenie. Nie musi się spieszyć, ma idola Bolta i Boba Marleya, słońce, najpiękniejsze kobiety i przepiękne Morze Karaibskie...

Kilka ulubionych jeszcze fotek

 

Autor zdjęć fotorelacji: Artur Kujawiński