Do Oslo na bieg 48h leciałem przede wszystkim po naukę i zebranie kolejnego ultra doświadczenia. W teorii celem było pokonanie minimum 300 km, miejsce w pierwszej 10 i najlepiej wygranie kategorii wiekowej.
Dwa z trzech celów zostały zrealizowane jednak ten ważniejszy a zatem dystans jest zdecydowanie do poprawy. Miejsce 9 wśród mężczyzn i zwycięstwo w kategorii wiekowej cieszą. Bieg odbywał się na hali na pętli o długości zaledwie 546 metrów. Do dyspozycji były zaledwie 2 tory. Tradycyjnie już, niestety startowałem bez supportu co przy biegu o takiej specyfice jak 48 godzin jest dodatkowym utrudnieniem.
Dystans pokonany czyli 230,4 km nie powala ale patrząc na to jak tartan (z lekkim podbiegiem i zbiegiem) powoduje wśród uczestników spustoszenie lub kontuzje oceniam, że tego dnia zrobiłem co mogłem a może nawet więcej. Doświadczenie bardzo ciekawe ponad 420 okrążeń mogło przyprawić o mdłości. Prócz tego, że twardy tartan praktycznie bez amortyzacji powodował koszmarne bóle stóp to dodatkowo brak wentylacji tak oczywisty podczas biegów na dworze powodował iż moje stopy po 50 kilometrach wyglądały jak wyciągnięte z garnka wrzącej wody, totalnie zagotowane, pierwszy raz widziałem coś takiego.
W sumie ilość wazeliny użytej aby zmniejszyć tarcia zbliżała się po kilkunastu godzinach do prawie całej tubki. Po 50 km aby dać odpocząć stopom przebiegłem kilka kilometrów w klapkach po czym zdecydowałem, że jednak muszę dalej biec w butach aby mieć choć jakąkolwiek amortyzację. Chciałem zmienić buty i tutaj okazało się, że stopy tak napuchły, że ....stopy nie mieszczą się w butach !
Zdałem sobie sprawę, że zaczynają się poważne problemy ponieważ o ile mięśnie spokojnie dawały radę to stopy dosłownie były zmasakrowane...kilka okrążeń myślałem co zrobić i ....przypomniałem sobie patent...trzeba wykroić materiał w butach aby kontynuować bieg...przecież to nawet nie 1/4 czasu ,który upłynął od startu.
Dodatkowo kiedy postanowiłem zrobić na drugi dzień dłuższą drzemkę (już wymarzoną) między 4:50 a 6:00 (czyli aż 1h10min ;) ) . Mając dużą przewagę nad 11 miejscem oraz nad 2 miejscem w kategorii wiedząc,że cel 300km nie będzie osiągnięty patrzyłem już na aspekty zdrowotne. Nagle po 15 minutach drzemki zostałem obudzony z zapytaniem czy mam przebiegnięte 230 km ponieważ to limit aby otrzymać pamiątkowy medal. Na tamtą chwilę niecałe 202 km a o godzinie 10 kończył się bieg. Ku właściwie rozpaczy musiałem szybko założyć buty i już bez chwili przerwy przez ponad 4 godziny dokręcać kolejne prawie 30 km, czyli kilkadziesiąt okrążeń.
Ruszenie powtórne do boju zaowocowało awansem z 10 na 9 miejsce. Ogólnie wszystko zakończyło się dobrze ale co przeżyłem i doświadczyłem to dodatkowa lekcja na kolejny sezon biegowy.
Dziękuję za trzymanie kciuków i wspieranie oczywiście żonce, Damianowi D i Damianowi K oraz sparingpartnerowi Kubie a także świetnym kumplom, którzy zaopiekowali się mną po biegu (pozdrawiam szczególnie Sebastiana, Krystiana i Kamila). Ważne ,że w obliczu kryzysów i trudności podczas biegu oraz zbierania nowego doświadczenia udało się podnieść, zerwać i pokazać polską waleczność. Za mną trzy ukończone dystanse na ponad 200km zatem staję się mocniejszy.
Powoli czas zacząć planować sezon 2017...