NYC Marathon, największy maraton na świecie, kultowy, mekka maratończyków.

 

"Nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że jego osiągnięcie wymaga długiego czasu. Czas i tak upłynie" H.Jackson Brown Jr.


New York - miasto, które przyciąga ludzi z całego świata. Magia, która je otacza do tej pory widziana była przeze mnie tylko w TV. O biegu tym marzyłem kilka lat. A barierą w głównej mierze były środki finansowe jakie trzeba ponieść w związku z tak odległym wyjazdem oraz trudność w otrzymaniu wizy do USA (niestety z uwagi na nagminną pracę Polaków na czarno niechętnie przyznawano kiedyś wizy co zniechęcało nawet turystów do ubiegania się o nią). Ale czasy się zmieniły i na realizację tego marzenia nadszedł czas. Praca i większa dostępność wizy sprawiły, że od marzenia można było przejść do realizacji.
 
Nowy York – to kolejny dowód, że marzenia spełniają się. Maraton, największy i najbardziej prestiżowy na świecie ziścił się. To niesamowite jak na jeden tydzień przeniosłem się w zupełnie inny świat znany dotąd z telewizji. Marzyłem i myślałem kilka lat i pewnie nadal by tak zostało ale trzeba w pewnym momencie przejść do czynów. Dlatego w marcu jak tylko został uruchomiony formularz zgłoszeniowy, wypełniłem go i z niepewnością oczekiwałem na przyjęcie mnie na listę startową. Są dwie najpopularniejsze drogi by wziąć udział w tym kultowym maratonie. Pierwszy sposób to wypełnić stawiane warunki czasowe, w moim przypadku było to osiągnięcie w okresie od 1 stycznia 2007 wyniku 2:55 w maratonie lub 1:23 w półmaratonie. Wiosną zeszłego roku wykonałem wymagane minimum w półmaratonie co uprawniało mnie do ubiegania się o automatycznie wciągnięcie na listę startową. Drugi sposób to losowanie. Jednak losowanie jest dosyć trudne z uwagi na ilość chętnych. W 2008 roku do udziału w NY złożono 105 000 aplikacji z całego świata. I tak na około 140 Polaków ubiegających się o start w efekcie końcowym 42 polskich biegaczy wystartowało z czego kilkunastu dzięki wypełnionemu minimum. Dla różnych grup wiekowych limity czasowe są one inne i każdego roku aktualizowane. Wymagane minimum można było uzyskiwać do 30 kwietnia ponieważ 1 maja dla biegaczy z poza USA odbywało się losowanie. Są jeszcze inne sposoby ale w zasadzie nie bierze się ich pod uwagę ponieważ jeden związany jest z przynależnością do nowojorskiego klubu biegaczy a kolejny to wpłacenie sporej gotówki na cele charytatywne. Dla cierpliwych jest jeszcze ostatnia deska ratunku a mianowicie jeśli próbujemy dostać się z losowania i przez ostatnie trzy lata nam się to nie uda to za czwartym razem jesteśmy automatycznie wpisani na listę jeśli oczywiście postanowimy zgłosić się do maratonu po raz czwarty.

Jest takie motto: "Nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że jego osiągnięcie wymaga długiego czasu. Czas i tak upłynie" H.Jackson Brown Jr.

I tak też się stało ;-)

20 marca otrzymałem potwierdzenie o moim zgłoszeniu do maratonu:

"Dear Artur Kujawinski

We have received your application for the 2008 ING New York City Marathon. Your entry number is ......... Please include this number and your name in any correspondence pertaining to the marathon. To check your entry status, or to update/change personal information, click http://......... and enter the username and password that you created within the application.

If you belive you are eligible for guaranteed entry, please e-mail This email address is being protected from spambots. You need JavaScript enabled to view it. before May 1 deadline with a short note explaining your reasons. etc.... "
Dla pewności warto przesłać link do komunikatu końcowego biegu w którym uzyskaliśmy wymagane minimum. Powinien to być bieg posiadający przynajmniej atest PZLA a najlepiej też AIMS, krótko mówiąc musi to być bieg prestiżowy, duży i z atestem aby uzyskany wynik był uznany przez amerykańskich organizatorów jako wiarygodny. Aby organizator nie szukał nas wśród setek nazwisk warto podać także zajęte miejsce i uzyskany czas. Po zarejestrowaniu tworzony jest profil w którym możemy ustalić skąd i o której godzinie dotrzemy na start. Uwaga warto to zrobić jak tylko zostanie ogłoszona lista startowa ! W innym przypadku czeka nas wyjazd o bardzo wczesnej porze.

15 kwietnia otrzymałem informację mailową, że zostałem zarejestrowany i wpisany na listę startową. Czytałem i czytałem i do mnie nie docierało ;-)

"Dear Artur,
We are pleased to confirm that you have been accepted for entry into the 2008 ING New York City Marathon. Our records have been updated to reflect your acceptance. Your entry number is 247671. Please include this number along with your name in any correspondence pertaining to the event.

You can check your status or update your personal information by clicking on the link below and logging in with the username and password you created when you registered"

Moje dotychczasowe osiągnięcia zostały zaakceptowane, minimum wypełnione i śmiało mogłem planować podróż. Ponieważ jest to marzenie każdego maratończyka, trudno mi było uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Dlatego z niecierpliwością czekałem do końca tj do 30 kwietnia aż ostatecznie przedstawiona będzie lista startowa po losowaniach. Kiedy obok mojego nazwiska widniało "accepted" wiedziałem, że oto moje marzenie spełnia się. Poszukałem dogodnego połączenia lotniczego, bezpośrednie z Warszawy. Jak się okazało kilku maratończyków z Polski również leciało tym lotem. Planując podróż zasięgnąłem informacji od kolegów biegających już w USA na temat aklimatyzacji. Ponieważ pierwszy raz leciałem w tak daleką podróż nie wiedziałem jak organizm zareaguje na zmianę czasu. Musiałem tak dobrać lot aby w dniu biegu czuć się komfortowo. Na szczęście NY to 6 godzin różnicy czasu na plus zatem jeśli np. u w Polsce była 10:00 to w NY była 16. Gorzej mieli tegoroczni olimpijczycy ponieważ w ich przypadku różnica czasu była kilka godzin do tyłu co przekładało się na start w godzinach np 1:00 w nocy polskiego czasu.
 
Mój maraton przypadał na 15:40 polskiego czasu zatem komfortowo. Istnieją znane mi 2 teorie aklimatyzacji. Albo przylecieć dużo wcześniej a zatem kilka tygodni przed aby organizm przestawił się. Lub przylecieć na 2-3 dni przed startem aby organizm nie zdążył poczuć znużenia i był jeszcze na pełnych obrotach. Oczywiście dla mnie możliwa była tylko druga opcja dlatego lot zaplanowałem na czwartek dzięki czemu w niedzielę czułem się dobrze. Kolejnym etapem było wyrobienie wizy amerykańskiej. To chyba najbardziej stresujący punkt całej wyprawy. Okazało się jednak, że jak zwykle strach ma wielkie oczy. Niepotrzebna otoczka i stresujący klimat w opowieściach przekazywanych od ust do ust może doprowadzić do tego, że wypełniając formularz człowiek zastanawia się czy każda kropka jest w odpowiednim miejscu. Wpływ na to wszystko ma również chyba stawka o jaką chodzi bo cała ta "operacja" ma wpływ na to czy polecimy do USA czy też zostaniemy w domu ;-) Całość należy załatwiać przez ambasadę amerykańską. Oto najbardziej przydatny link http://polish.poland.usembassy.gov/poland-pl/consular.html. Oczywiście osoby wylatujące w uczciwych celach nie mają co się stresować a maratończycy mogą czuć się komfortowo ponieważ maraton nowojorski jest szanowany i znany również pracownikom ambasady. Mężczyźni do 45 roku życia muszą wypełniać dodatkowy formularz w którym np. należy podać wszystkie swoje zagraniczne wyjazdy z ostatnich 10 lat. W moim przypadku były to głównie wyjazdy na maratony.
 
Rozmowa w ambasadzie przebiegła spokojnie w języku angielskim (można także po polsku) i dotyczyła głównie celu mojej podróży. Na hasło maraton w NY praktycznie drzwi stanęły otworem i z przyznaniem wizy nie było problemu. Dzięki pomocy rodziny miałem dogodny nocleg w pięknej willowej dzielnicy Long Island co jeszcze bardziej urzeczywistniło ten wyjazd. Pozostało solidne trenowanie i wyczekiwanie na dzień wylotu. Do tego czasu warto było śledzić stronę organizatora gdzie pojawiały się cenne informacje przydatne uczestnikom maratonu. W trakcie przygotowań przydarzyła mi się jednak kontuzja a w zasadzie przeciążenie stopy, które wykluczyło mnie z treningów na dobre dwa tygodnie i to wszystko tuż przed wyjazdem. Jednak nie miało to wpływu na radość z wyjazdu, jedynie na skorygowanie założonego czasu i tempa.
 

Dzień 1


Nadszedł upragniony 30 października 2008 kiedy to wyruszyłem w podróż mojego życia za wielką wodę do kraju zwanego potocznie Ameryką ;)
 
Przed lotem wydawało mi się, że 9,5 godziny to niesamowita ilość czasu. Do tej pory latałem w Europie lub do północnej Afryki i były to loty do 4 godzin. Jednak miłe towarzystwo w samolocie, dobra obsługa (3 posiłki i napoje bez ograniczeń) a także piękne widoki sprawiły, że podróż minęła szybko i komfortowo.

Przede mną blisko 7000 km z Europy do Ameryki Północnej. Na ekranie samolotu linii LOT cały czas można było obserwować jak przebiega podróż. Turbulencji większych nie było i w zasadzie lot przebiegał spokojnie. Należy pamiętać by na pokład w podręcznym bagażu nie zabierać ze sobą płynnych produktów ani ostrych narzędzi typu pilniczki do paznokci czy igły lub scyzoryki. W przeciwnym razie wszystko to wyląduje w koszu zanim wejdziemy na pokład samolotu. Lecąc zastanawiałem się jakie będą moje pierwsze wrażenia, jak skonfrontuje się obraz tego co widziałem w TV z tym co zastanę na miejscu. Emocje wzrastały i każda upływająca godzina powodowała napływającą radość. Nieważne stawało się to jaki osiągnę wynik lecz to, że będę tam na miejscu, na maratonie, który jest mekką każdego maratończyka. Trzeba wiedzieć, że zawsze to co dzieje się za "wielką wodą" w Polsce budzi ciekawość, emocje i podziw. Amerykanie na tyle potrafili rozwinąć kult biegania masowego, że z maratonu na 127 osób, który ukończyło 55 osób stworzyli w ciągu 30 lat maraton z frekwencją blisko 40 000 uczestników. Podczas gdy by pozostaliśmy za poziomie ledwo ponad 2000 biegaczy. Ale i u nas za kilka lat będą maratony po 10 000 osób, boom biegania nadchodzi wielkimi krokami i porównując teraz a 10 lat temu śmiało można powiedzieć, że bieganie jest powszechne a nawet modne ;-) Z takimi myślami leciałem by zobaczyć jak wygląda popularność mojej ulubionej dyscypliny ponieważ w Europie właściwie już poznałem dosyć dobrze.


Kiedy dolatywałem już do USA krajobraz zmienił się. Inna zabudowa, inaczej rozplanowana przestrzeń - liczne pola golfowe, wille i wielopasmowe ulice.


Oto pode mną rozpościerał się amerykański kontynent. Jeszcze przeze mnie nieznany i niezbadany.

Szczęśliwie wylądowałem, teraz czekała mnie jeszcze ostatnia kontrola na lotnisku JFK w NY i już spokojnie mogłem stąpać po amerykańskiej ziemi. Z lotniska odebrali mnie znajomi dzięki którym miałem serdeczną opiekę i wspaniałe warunki pobytu.

Przyleciałem w czwartek 30 października i zgodnie z planem położyłem się spać koło 23 tak aby zachować normalny harmonogram dnia. Podczas pobytu trafiłem akurat na zmianę czasu, która miała nastąpić 1 listopada również o godzinę do przodu jak w Polsce (zmiana nastąpiła w naszym kraju tydzień wcześniej) i obecnie różnica między Polską a USA wynosiła 5h. Nie odczuwałem zatem zmęczenia podróżą ani różnicy czasu.

Dzień 2


O poranku ponieważ był już piątek postanowiłem zrobić krótki trening 6km. Ponieważ ostatnio zdarzyło mi się przeciążenie stopy dlatego był to spokojny trucht aby rozruszać się po podróży i okazja aby poznać okolicę...Przez pierwsze dni mieszkałem w pięknej i spokojnej dzielnicy Long Islands, która sprzyjała bieganiu.
 


Kiedy tylko się obudziłem, przez okna widziałem wiele osób truchtających alejkami co jeszcze bardziej zachęciło do wyjścia na ostatni trening przed maratonem.


Okolica okazała się przepiękna, praktycznie taka jak znane mi obrazki z serialu "Cudowne lata" ;-)


Po treningu adrenalina rosła ponieważ postanowiłem wybrać się do centrum czyli na Manhattan ! Dzielnica, w której mieszkałem przez pierwsze 2 dni była dosyć oddalona dlatego musiałem dostać się tam podmiejską kolejką. Różne rodzaje biletów objaśnili mi miejscowi mieszkańcy. Obserwowałem wszystko co nowe by zapamiętać i móc potem zrelacjonować po powrocie. Bardzo spodobał mi się pewien zwyczaj wśród mieszkańców. Otóż wszędzie wszechobecne były automaty do kawy. Oczywiście u nas też są ale tutaj były one jakby lepsze i bardziej zachęcające do zakupu.
 
Około półlitrowe, z zamykanym wieczkiem z wieloma opcjami do wyboru. Ludzie czekając na metro czy pociąg spokojnie popijali taką kawę nie czując pośpiechu, relaksując się zapachem i smakiem. Automaty takie dostępne były w prawie każdym spożywczaku. Również kilka poranków tak spędziłem dokupując do tego pyszne drożdżówki....naprawdę takie rozpoczynanie poranka dużo różni się od naszego bezczynnego stania na przystanku lub pospiesznego wsiadania do tramwaju czy autobusu. Kiedy wysiadłem z metra moje źrenice szeroko rozszerzyły się...poczułem się jak mała mrówka w wielkim nieznanym świecie. Ta aglomeracja liczy blisko 12 mln ludzi a niezliczone drapacze chmur sprawiają, że czujemy się jak mały robaczek błąkający się pośród niezliczonych uliczek. Ciekawa sprawa, ulice tutaj nie mają nazw w sensie nazwisk jak u nas lecz numery. Jest to siatka alei i ulic np. szukamy danego miejsca i jest ona określona jako np róg. 5 AVE i 34 street W czyli róg 5 alei i trzydziestej czwartej zachodniej. Zapewniam, że poruszanie się już po kilku godzinach okazuje się dzięki takiemu systemowi bardzo łatwe i praktyczne. Oczywiście na wszelkie moje obserwacje muszę brać poprawkę zdając sobie sprawę, że znajduję się praktycznie w centrum świata zarówno finansowo jak i kulturalnie. Poza Manhattanem życie wygląda dosyć zwyczajnie podobnie jak w Polsce czy w innych krajach Europy. Manhattan to specyficzne miejsce typowo widziane w TV z uwagi na ilość miejsc, które stały się kultowe na cały świat jak: Rockeffeler Center, Times Square, Broadway, Statua Wolności itp. Do tego USA są tak wielkie i zróżnicowane, że aby wyrobić sobie o nich zdanie należałoby przynajmniej zwiedzić kilka miast w różnych częściach Stanów. Nie zmienia to faktu, że warto zaobserwować jak wygląda życie w centrum Imperium. Trochę brakowało mi typowych grubasów i gangsta ale podejrzewam, że są oni bardziej widoczni w innych dzielnicach miasta, bardziej odległych a tutaj następuje selekcja na ludzi sukcesu, pięknych, młodych i zdolnych. Mimo ogromnej populacji wydaje mi się, że ludzie tutaj nie są zagonieni ale świadomi swoich celów i doceniający czas wolny. W każdym razie potwierdza się powiedzenie o Ameryce, że wszystko tutaj jest duże: budynki, samochody, jedzenie i.... pieniądze ;-) Ps. w fast foodach pod nazwami posiłków podają ilość kalorii...to w trosce o nadwagę. Zwiedzając centrum Nowego Jorku można odnieść wrażenie, że faktycznie centra europejskich miast są skromne i prowincjonalne. Przede wszystkim duże wrażenie robią wyraziste billboardy i wysokie biurowce.
 
 
Wielkie billboardy, wielkie wydarzenia... Tutaj każdego dnia coś się dzieje, na każdym kroku po ulicach przemykają limuzyny z gwiazdami.


Wszędzie amerykańskie flagi ale to nie tylko dlatego, że zbliżają się wybory to przede wszystkim wielki patriotyzm.
 

Madison Square Garden to najsłynniejsza hala widowiskowo-sportowa na świecie. To tutaj odbywają się koncerty największych gwiazd muzyki, mecze hokeja na lodzie NHL, walki bokserskie np. Muhammada Ali czy wreszcie magiczne NBA !!! Nawet mi się kiedyś nie śniło, że pojadę do USA i zobaczę na żywo prawdziwy mecz NBA !. Tutaj ten sen spokojnie mógł się ziścić. Mecze koszykówki może tutaj oglądać blisko 20 000 widzów. Tą atrakcję zarezerwowałem sobie na dni po maratonie. Jeszcze musiałem się oszczędzać ale hala i wystrój zrobiły na mnie ogromne wrażenie. O klasie miejsca świadczyć mogą też koncerty. W październiku kilka dni koncertowała Madonna a tuż przed moim przylotem był koncert Janet Jackson ! W piątek, 31 października w Stanach kultywowana jest tradycja Halloween. To w dosyć radosny sposób obchodzenie naszego dnia Wszystkich Świętych. Wiele zarzuca się tego typu tradycjom czy modzie przychodzącej do nas z Zachodu (jak np. Walentynki) ale trzeba przyznać, że barwność i pomysłowość przebrań budziła podziw. Tego dnia na ulicach wszyscy byli radośni, uśmiechnięci i serdecznie się pozdrawiali. A im bliżej wieczoru tym atmosfera robiła się jeszcze bardziej imprezowa. Cóż my jesteśmy większymi konserwatystami i ja również nieufnie patrzyłem do tej pory na tego typu obchody. Ale widząc ile taki sposób obchodzenia budzi u ludzi serdeczności i uśmiechu jestem w stanie podejść do tego z większym dystansem i zrozumieć taki sposób obchodów. 


Przebrania w postaci z filmów czy kreskówek, wiele przebrań wymagało zarówno fantazji, misternej pracy a także... odwagi !


Ulice Manhattanu są bardzo barwne a strój ludzi wyraża ich zainteresowania, nastrój czy kulturę. 
 
 
I nikt nie wytyka palcem, nie dziwi się bo kraj ten jest kolorowy i zróżnicowany.


Liczne billboardy, limuzyny i świadomość, że w każdym hotelu...przebywa jakaś gwiazda. Wieczorem z tych ulic robi się istne casino.
  

Na każdym kroku można również poczuć się jak gwiazda...po wygraniu NYC Marathon z pewnością resztę pobytu spędziłbym zwiedzając po NY taką limuzyną ;-)


Tak wygląda centrum, wielkie i kolorowe. Obserwując ludzi na ulicy człowiek zdaje sobie sprawę jak wielka i zróżnicowana jest to populacja i jak potężny potencjał drzemie w tym narodzie. Przebić się przez mnogość talentów i indywidualności to naprawdę wyczyn lub cud.
 
A jeśli ktoś już tego dokona to nie dziwią wielkie fortuny ukazywane np. na kanale MTV.
 

Kończąc zwiedzanie postanowiłem zobaczyć metę maratonu...Central Park zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Stanąłem obserwując ludzi biegających po parku...w ciągu 12 minut obok mnie przebiegło 100 osób ! Meta działała na wyobraźnię, do tej pory widziałem ją tylko w telewizji. Świadomość jakie gwiazdy światowego maratonu już w niedzielę miały ją przekraczać walcząc o zwycięstwo wprawiała w ekscytację !
 
 
A tak Central Park prezentuje się z lotu ptaka ;-)

Dzień 3
Po piątkowym Halloween zdążyłem jeszcze zrobić zdjęcia przystrojonych domów zanim zostały one sprzątnięte...nie mogłem się napatrzyć, każdy dom misternie i pomysłowo był ozdobiony aż miło było przystanąć i przyjrzeć się ;-)



Czyż te halloweenowe ozdoby nie są przepiękne?

Czas było wybrać się do centrum i przede wszystkim do biura maratonu ! ;-)



W drodze do biura maratonu postanowiłem kolejny raz odwiedzić centrum by utrwalić piękne miejsca i poobserwować ludzi. Ważne było dla mnie by każdy dzień dobrze wykorzystać, zwiedzić i choć w pigułce poznać mieszkańców tego fascynującego miasta.



Przepiękny widok ze specjalnie zbudowanej trybuny dla turystów, człowiek ma wrażenie, że cały świat leży u jego stóp. Praktycznie NY zwany stolicą świata a Times Square to najsłynniejszy plac tego miasta.



Zdjęcia z prawdziwym amerykańskim policjantem nie mogłem ominąć. Ileż to człowiek naoglądał się filmów akcji z udziałem twardej amerykańskiej policji ;-)



Budynek przeznaczony pod biuro maratonu był imponujący. Nie było przepychanek, dużo służb porządkowych i kierujących w odpowiednie miejsca. Zaskoczeniem dla mnie były punkty informacyjne...podzielone na języki !
 
Zatem jeśli ktoś był np. Francuzem to podchodził do punktu informacyjnego w którym osoba udzielała odpowiedzi w języku francuskim.



Bardzo miła obsługa i spore targi sportowe opanowane przez jednego z głównych sponsorów firmę Asics (zresztą moją ulubioną)



Maratony z całego świata prezentowały się i zachęcały do udziału w swoim biegu. Piękne miejsca jak Jamajka czy niesamowite medale z krainy Walta Disneya pobudzały wyobraźnię...jest tyle miejsc do zwiedzenia i przebiegnięcia...cały świat stoi otworem.



Na zdjęciu z Grete Waitz, jak widać na tablicy to 9-krotna zwyciężczyni maratonu nowojorskiego ! (np. Paula Radcliffe do tej pory wygrała 3 razy). Niesamowite. Jako ciekawostkę można podać jej słowa wypowiedziane po przebiegnięciu pierwszego maratonu: Nigdy więcej nie pobiegnę maratonu. Tak była wyczerpana. Ale słowa nie dotrzymała i.... została mistrzynią świata i wicemistrzynią olimpijską w maratonie



Ryan Hall - największy amerykański talent w maratonie. W 2008 był 5 w prestiżowym maratonie w Londynie (pierwszym białym) finiszując we wspaniałym czasie 2:06:17



Constantina Tomescu-Dita, aktualna mistrzyni olimpijska w maratonie (IO Pekin 2008)

Dzień 4 - Maraton ;-)

Pobudka około 4:20...to już dzisiaj ! Jest, wreszcie ! ;-)
 


Numer startowy, strefa B i niebieska wstęga, to moje miejsce startu. Start o 9:40 czyli w pierwszej turze razem z czołówką ;-) (starty były trzy co 20 minut, wcześniej osobno wystartowała czołówka kobiet). Na szczęście dzień przed maratonem poszedłem wcześnie spać dlatego pobudka około 4:20 nie sprawiła kłopotu. Na 5:30 musiałem dojechać na Manhattan, skąd ruszały autobusy na oddalony o wiele kilometrów start. Jechałem sam, z własnymi myślami i nadziejami. Myślałem o tym, że jestem tu i teraz. Wysłałem jeszcze kilka sms-ów do znajomych by trzymali za mnie kciuki - w Polsce było po 11:00 i wszyscy pewnie spokojnie pracowali podczas gdy ja przed świtem jechałem na start. Ale rozpierała mnie radość, że mam możliwość startowania w tym wymarzonym maratonie. W autokarach byli biegacze z całego świata, jak obliczono ze 110 państw !

 
Tutaj z sympatycznymi biegaczami z Wielkiej Brytanii. Wszyscy byli dla siebie mili i każdy drugiego serdecznie pozdrawiał. Wiedzieliśmy, że za kilka godzin zmierzymy się z własnymi słabościami.



Most Verazzano, z którego odbywał się start robił wrażenie. Nastawał świt...



Przyjeżdżały kolejne autokary z maratończykami, podążaliśmy do "wioski" czyli miejsca gdzie poczekamy na start, posilimy się, zostawimy rzeczy i ustawimy się w swoich strefach. Zorganizowane były trzy strefy: niebieska, pomarańczowa i zielona. Blisko 40 000 biegaczy a jednak odnalazłem się z kolegą Tomkiem Ormanem.


Widok na zdjęciach...przerażający i przyprawiający o dreszcze. Tak było bardzo zimno., około 4 C. Z wyczytanych informacji wiedziałem, że będę wcześniej ale była też wiadomość, że na miejscu będzie zapewnione śniadanie itp. Owszem było - ciepła kawa, herbata i rogaliki tylko, że było bardzo zimno i wietrzenie i od 5:40 nie było gdzie się schować przed zimnem.



Jedynym schronieniem były namioty lecz tak skonstruowane, że całkowicie przewiewne...co sprawiało, że było w nich tak samo zimno jak na dworze.



Mijały godziny a wspólne rozmowy z ludźmi z różnych stron świata umilały czas. W zasadzie po takich warunkach nie było mowy o biegu na rekord życiowy. Organizm przez te 4 godziny był całkowicie wyziębiony.



Nadchodził świt ale słońce nie pojawiało się by nas ogrzać. Jednak humory dopisywały bo oto zbliżała się godzina startu.



Z Tomkiem Ormanem i Krzysztofem Bartkiewiczem zaczęliśmy przygotowywać się do startu, obok nas na maraton czekało meksykańskie małżeństwo, które w rodzinie miało Polaka ;-)



Ponieważ około 9:00 zamykano strefę startu dlatego musiałem odnieść rzeczy pozostając ubranym na krótko i w zimnie (około 4 C) udać się do mojej niebieskiej strefy startu. Rozpocząłem trucht i jakież było moje zdziwienie kiedy po 3 minutach okazało się, że strefy są łączone i wszyscy wspólnie - cała niebieska przechodzi na linię startu pod most Verazzano.

Chwili kiedy człowiek stoi na starcie i słyszy amerykański hymn nie da się opisać. Kilka rzędów z przodu rozgrzewał się Paul Tergat, jeden z faworytów maratonu. Potem ruszamy i pierwsze myśli są takie: tyle ludzi teraz przed telewizorami ogląda ten start...tak jestem tutaj i biegnę, to niesamowite...przez ostatnie 5 lat oglądałem ten maraton z kanapy a teraz biegnę !. Rozglądam się, po lewej stronie Statua Wolności ! Chłonę każdy widok, każde wrażenie i każdy szczegół.

Ludzie niesamowicie kibicują. Jak podają statystyki jest ich około 2 miliony ! Bije od nich entuzjazm i serdeczność. Za każdego trzymają kciuki !



Trasa maratonu wiodła przez 5 dzielnic: Staten Island, Brooklyn, Queens, Bronx i Manhattan 5 mostów. Była bardzo trudna z uwagi na 5 długich podbiegów na pięć mostów ale finisz w Central Parku to jak finisz Tour de France na Polach Elizejskich. Od połowy dystansu w zasadzie smutek, że za około 1,5 godziny bieg skończy się...Ale przez ostatnie 3 kilometry wręcz wrzask kibiców !!! Istna euforia !



Po powrocie, kiedy ukazały się zdjęcia mogłem zauważyć, że praktycznie przez cały bieg byłem uśmiechnięty ;-) Tyle radości przyniósł mi start w tym maratonie.



To zdjęcie wyraża spełnienie...wrażenia pozostaną na zawsze, zdobycie tego medalu to marzenie, które udało się spełnić. Tak naprawdę aż żal było szybko kończyć ten maraton bo chwile na trasie były niesamowite. Bieg ukończyło blisko 38 000 biegaczy. Ja uzyskując na tej trudnej trasie czas 3:07:07 uplasowałem się na około 1440 miejscu i 9 wśród startujących Polaków.

Ps. Kolejne zaskoczenie, za metą osoby porządkowe na czapkach miały zaznaczone w jakimi językami się posługują. Niektóre miały po 3-4 języki od takich jak rosyjski, hiszpański aż po nawet chiński ;-)


Dzień 5
Następnego dnia udałem się do Konsulatu na uroczyste spotkanie polskich maratończyków, którzy brali udział w tegorocznym maratonie nowojorskim.



Z Konsulem Generalnym RP Krzysztofem W. Kasprzykiem



Spotkanie było bardzo miłe. Konsul pochwalił nas za wysiłek włożony w uzyskanie wyników, był poczęstunek, lampka szampana a nasz kolega Antoni Cichończuk przygotował piękny album do którego wpisywaliśmy się na pamiątkę tego spotkania a który przekazany został do konsulatu. (Antoni to Mistrz Świata w maratonie weteranów, regularnie w wieku blisko 60 lat biega po 2:42-2:43 w maratonie !, wielkie uznanie !)
 

Potem udałem się na dalsze zwiedzanie miasta.



Niesamowite budynki, piękne za dnia i w nocy...


Od lewej Empire State Building, oraz Flatiron Building potocznie zwany żelazkiem z uwagi na swój kształt oraz Rockeffeler Center.



.
Wieczorem na dzień przed wyborami wszyscy żyli już debatami i relacjami, nie było ciszy wyborczej a na wszechogarniających telebimach przemawiali dwaj główni kandydaci.

Wracając z miasta już na obrzeżach w jednej z dzielnic moim oczom ukazał się stadion tartanowych ;-)



Widok niespotykany u nas. Typowy stadion "dzielnicowy" z tartanem. U nas jeśli już jest taki stadion to stoi pustkami w ciemnościach, najczęściej jest zamknięty dla amatorów lub zwyczajnie nie ma zainteresowanych by na nim poćwiczyć. Tutaj w zwykły poniedziałkowy wieczór naliczyłem około 100-120 osób uprawiających różne sporty ! Frizby, rugby, biegi, piłka nożna... Aż trudno było uwierzyć w taką liczbę osób do tego w wieku od 10-60 lat !

Następnego dnia kontynuowałem zwiedzanie NY. 2 listopada to wielki dzień w historii Ameryki Północnej. Tego bowiem dnia odbywały się wybory prezydenckie. Miałem możliwość obserwowania tego wyjątkowego wydarzenia. Już wcześniej zauważyłem, że Amerykanie są bardzo patriotyczni co okazują mnogością flag zarówno przed domami jak i na ulicach. Ale nie jest to wg mnie sztuczne lecz odzwierciedla ich dumę narodową i tego jakim krajem są. Nie dziwi ta motywacja by być najlepszym, brak kompleksów i wiara w kraj sprawiają, że osiągnięcie sukcesów staje się realniejsze.



Ludzie stali w kolejkach do urn by zagłosować a ja podążałem ulicami zwiedzając kolejne dzielnice miasta.



Tutaj słynna ulica Broadway, mekka artystów. Ja pragnąłem zwiedzić chińską dzielnicę ponieważ kultura azjatycka bardzo mnie fascynuje. Ma w sobie orientalizm, coś magicznego czy tajemniczego ale także szacunek dla wiedzy mędrców i ta niesamowita barwności wystrojów i architektury.

 


Zadziwiające owoce morza, potrawy i przyprawy. Wiedza jak je przygotować z pewnością może dostarczyć podniebieniu niezapomnianych wrażeń ;-)



Idąc dalej dotarłem do Strefy Zero czyli miejsca gdzie stały dwa biurowce World Trade Center.

W 2001 roku, 11 września doszło w tym miejscu do tragedii. Terroryści uprowadzonym samolotem uderzyli w nieistniejące już dwa wieżowce World Trade Center, które potem runęły. W zgliszczach zginęło około 3000 ludzi.

Minęło już 7 lat i powstało wiele projektów jak zagospodarować to miejsce jednak ostatecznie żadnego do tej pory nie wybrano. W pobliżu znajdowała się Giełda Papierów Wartościowych na słynnej ulicy Wall Street. Postanowiłem tam się wybrać.
 
Jak to w wielkich miastach i tutaj znalazł się pretekst na happening.


Stworzone portrety zrobiły na mnie wrażenie. Świetny też pomysł by kolorowymi pisakami osoby wyrażały swoje myśli o wyborach i kandydatach. W ten sposób wspólnie powstawała nowoczesna sztuka..



Najpotężniejsza giełda papierów wartościowych na świecie. To tutaj rozpoczął się ostatnio zamęt...kryzys ekonomiczny dotarł do Europy ale mądrzy prezesi potrafią poradzić sobie nawet z tak wielkimi przeszkodami. Po prawej symbol giełdy i hossy czyli byk ;-)



Kolejnym punktem zwiedzania była legendarna Statua Wolności. Bardzo chciałem ją zobaczyć, jest w niej coś niesamowitego. Chyba przyciąga właśnie to, że jest symbolem USA a szczególnie NY choć początkowo nie budziła takiej euforii gdy Amerykanie otrzymywali ją od Francuzów w prezencie.



Cała Statua ma ponad 90 metrów wysokości (z cokołem). Pomnik był darem rządu francuskiego dla USA w stulecie uchwalenia Deklaracji Niepodległości.



W zbliżeniu ;-)


Spacerując po wyspie rozpościera się wspaniały widok zarówno na Manhattan jak i pobliskie New Jersey.



Kolejny punkt programy to zwiedzenie Empire State Building, wieżowiec, który jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli NY.


Mierzy 381 metrów - 102 piętra a razem z iglicą wznosi się na wysokość w sumie 448,7 metra ! Dla turystów udostępniono taras widokowy na 86 piętrze. Widok niesamowity i z pewnością jest to obowiązkowy punkt zwiedzania tego magicznego miasta.



Widok naprawdę zapierał dech...podobno w nocy kiedy widać światła neonów i biurowców panorama jest jeszcze wspanialsza. Może kiedyś jeszcze będzie możliwość by to zobaczyć !



W oddali centralna część Manhattanu z licznymi wieżowcami.


Przepiękny most Brooklynski. To tutaj rozegrało się wiele filmowych scen a sam widok zapierał dech.
Oczywiście nie można było przepuścić okazji by po nim przejść.

4 listopada w USA odbywały się wybory prezydenckie ! Oczy całego świata zwrócone były na Amerykę. Wszyscy czekali czy nastąpi historyczne wydarzenie i czarnoskóry zostanie prezydentem mocarstwa jakim jest USA.



O fotel prezydencki walczyli: demokrata Barack Obama i republikanin John McCain.
Ostatecznie wygrał Barack Obama zostając pierwszym prezydentem USA afroamerykaninem. Wygrała nadzieja na zmiany.



Na środowy wieczór ostatni w Nowym Jorku zaplanowałem wspaniałe wydarzenie. Poszedłem do Madison Square Garden aby obejrzeć mecz NBA. Tego dnia grali lokalni New York Knikcs kontra Charlotte Bobcats. Wieczorem przed halą atmosfera była niesamowita, tłum ludzi, wielu ubranych w koszulki swojej ulubionej drużyny, koniki sprzedający bilety i ogólne podekscytowanie.
 
Na takie mecze przychodzą często także gwiazdy Hollywood.
 
Panowała niesamowita atmosfera.



Rozpoczęła się rozgrzewka, hala robiła niesamowite wrażenie a kibice spokojnie gromadzili się na trybunach.



Nagle na telebimie ukazała się postać legendy sportu, guru NBA....w pierwszym rzędzie siedział idol świata koszykówki sam Michael Jordan !!! Aż ciarki przeszły...okazało się ,że był w tej samej części trybun co ja....tylko wiele rzędów niżej. Cała hala wstała by powitać go oklaskami i oddać hołd szacunku wobec tego geniusza koszykówki. To była niesamowita chwila.. Jordan wstał i pozdrowił wszystkich...to jest magia MSG.



Michael Jordan w pełnej okazałości obserwował jak na parkiecie radzi sobie młodsze pokolenie. Zdjęcie to zrobiłem z sektorów naprzeciwko ;-)
 


W przerwach odbywały się liczne pokazy artystyczne i akrobatyczne, konkursy a także wywiady np. z Chrisem Rockiem znaną gwiazdą Hollywood grającym w komediach jak Gliniarz z Beverly Hills czy Zabójcza Broń.



Wprawnym okiem konesera obserwowałem czy układ choreograficzny wykonywany jest równo ;-)


Szkoda, że Michael Jordan po zakończeniu kariery siedział jako kibic...z pewnością fruwałby jak w reklamach ;-) Mecz dostarczył wielu wrażeń a kibice mocno zagrzewali Knicksów do walki



W czwartek mając wylot o 23 mogłem jeszcze spędzić czas na Manhattanie, gdzie zawsze coś się dzieje, dokupić pamiątki i zrobić jeszcze kilka ciekawych zdjęć. Fotografując na słynnym placu Times Square oczom moim ukazał się najpiękniejszy widok jaki mój obiektyw złapał podczas mojego pobytu. W miejscu gdzie stałem rozpoczęła się sesja zdjęciowa latynoamerykańskich piękności.



Takie zakończenie mojego pobytu w NY i wielkiej Ameryce to marzenie...ostatnie chwile spędziłem w otoczeniu pięknych i sympatycznych kandydatek na Miss Brasilia, które w tym roku organizowane były w USA. ;-)
 

Czuję spełnienie…czuję się dojrzalszym maratończykiem bo biegłem tam gdzie każdy maratończyk być powinien. W mekce nas biegaczy. Przede mną kolejne wyzwania, jakie? Tylko trudniejsze hahahahahaaha…

Mam to szczęście, że i to marzenie spełniło mi się ;-)

Dziękuję rodzinie i najbliższym za pomoc w spełnieniu tego wielkiego marzenia ! warto było i pozostanie w pamięci i na zdjęciach !

W ciągu 4 lat udało mi się spełnić 4 największe do tej pory marzenia biegowe: zobaczyć Igrzyska Olimpijskie na żywo a najlepiej bieg na 100m (2004), ukończyć bieg na 100km (2005), złamać 3h w maratonie (2006) i wziąć udział w maratonie w Nowym Jorku (2008). Spełnienie tych marzeń możliwe było dzięki najbliższym oraz wielkiej wierze, że marzenia spełniają się ;-) Bo to prawda.


Na koniec zapraszam na moje 3 filmy z pobytu w NY
 
 
 
www.youtube.com/watch?v=ixa1yRiypb4

Porady praktyczne:

1. Przede wszystkim należy wejść i bacznie czytać stronę organizatorów www.nycmarathon.org , gdzie często dokonywane są aktualizacje i najświeższe porady. Na około 3 tygodnie przed startem organizatorzy przesyłają bardzo dobrze opracowanych podręcznik, w którym znajdziemy wszystkie potrzebne informacje na temat udziału w maratonie i reszta spraw organizacyjnych.

2. Polecam noclegi na Manhattanie, dzięki temu zaoszczędzimy na metrze będąc w centrum a przed maratonem będziemy mieć transport organizatorów na miejsce startu praktycznie w 5 minut.

3. Stołować można się na mieście w licznych włoskich czy meksykańskich knajpkach. Ceny nie są wygórowane i za 20-25 zł spokojnie zjemy obfity gorący posiłek.

4. Bardzo ważna sprawa! Koniecznie zabrać ciepłe rzeczy na start z nastawieniem do wyrzucenia (najlepiej stare bluzy). Warto zabrać ciepłe nakrycia przydatne podczas czekania w wiosce (potem można je oddać razem z podręcznym bagażem do samochodów).

5. Ważne informacje jeśli chodzi o rejestrację:

Limity czasowe:

Open (Age 18-39)** Masters (Age 40+)**
Marathon Half-Marathon Marathon Half-Marathon
Men 2:55:00 1:23:00 3:10:00 1:30:00
Women 3:23:00 1:37:00 3:38:00 1:44:00

Veterans (Age 50+)** Veterans (Age 60+)**
Marathon Half-Marathon Marathon Half-Marathon
Men 3:30:00 1:40:00 3:45:00 1:48:00
Women 3:52:00 1:50:00 4:13:00 2:00:30

Veterans (Age 70+)**
Marathon Half-Marathon
Men 4:00:00 1:55:00
Women 4:35:00 2:11:00

FEES
Processing Fee
US $11
This fee is required for all applicants. This payment is non-refundable and will be processed when we receive your application.

If paying by check: Enclose a separate check dated when you submit your application.

Entry Fee
Entry fees are charged immediately upon acceptance.

U.S. Residents (those who live in the 50 United States or District of Columbia)
NYRR Members*: US $125
Non-Members: US $155

If paying by check: Date your entry fee June 1, 2008.

*You must include your NYRR member number on the application form. If you wish to join with your marathon application, you may do so.

Non-U.S. Residents (including Puerto Rico)
US $210
If paying by check: Date your entry fee May 1, 2008.

Entry fees will be processed only for people who have been accepted into the ING New York City Marathon 2008. Once you have been accepted, your entry fees are non-refundable.