Oto czwarty tydzień, bardzo udany choć z przygodami. Planem było osiągnięcie 150 km w tym tygodniu oraz komfortowe ukończenie biegu na 75 km. Oba cele zostały osiągnięte ;-) 

Z ciekawszych treningów wczoraj 20 km lajtowo a dzisiaj wiedziałem ,że będę za Pobiedziskami zatem szybka akcja aby wziąć plecak, rzeczy na przebranie i powrót do Poznania biegiem. Wyszło 30 km ale dosyć wolno ponieważ jak widać na końcowych zdjęciach czasami ciężko było przedostać się poboczem przez krzaki, pola itp ;-) Ale ważne ,że weszło w nogi.

Skansen miniatur ;)

Czasami trzeba było przedzierać się taką oto trasą.

Tydzień 4 (15-21 czerwca)

PN - 20 km
WT - 30 km (start za Pobiedziskami do Poznania)
Śr - 15 km
Czw - 0 (wirus żołądkowy, wolne było przewidziane na pt i nd)
PT - 10 km (wirus jeszcze trzymał trochę)
SB - 76,7 ( ultra Zielonka + nadróbka) komfortowo , średnia 5:55/km, 12 miejsce
ND - 8,3 (dokręcenie rano przed sprawami organizacyjnymi)
Razem: 160 km. , średnia z ostatnich 4 tygodni = 141 km, Ostatnie 31 dni = 615 km ;)))

Relacja z I Ultra Zielonka

Ponieważ Zielonka Ultramaraton na 75 km miał być długim wybieganiem postanowiłem nie luzować w tygodniu i nabijać kilometry z jednym-dwoma dniami wolnymi przed i po biegu. Pozostawały zatem 4 dni podczas których należało nabiegać w granicach 75 km.
Wykorzystując przypadkową sytuację, że miałem się znaleźć we wtorek za Pobiedziskami, wziąłem rzeczy na przebranie i 30 km przybiegłem do Poznania. Nigdy przed ultra to mi się nie zdarzyło - ale oczywiście chodziło o zaprawienie w kilometrach a nie bieg na świeżości. W poniedziałek rozpocząłem tzw carboloading niestety w czwartek przytrafił mi się wirus żołądkowy ,który położył mnie do łóżka na cały dzień. Na szczęście tylko z objawami mdłości i bólu głowy. W czwartek przez cały dzień zjadłem tylko bułkę a wieczorem porcję ryżu z cukrem. To było zdecydowanie mało. W piątek pół dnia spędziłem jeszcze odsypiając i dochodząc do siebie ale o 21 już żołądek zaczął normalnie funkcjonować. Obawiałem się jak żołądek zareaguje podczas biegu na izotoniki, batony oraz żele. Wiedziałem też ,że przez tą przygodę samo ukończenie ZUM-a będzie osiągnięciem gdyż trochę mnie te dwa dni osłabiły. Bieg w Zielonce układał się pomyślnie mimo,że około 30-35 kilometra mocno już mdliło, na szczęście koło 40 kilometra przeszło gdy zwolniłem o 10s /km. Przy szybszym tempie trzęsło bowiem i mdliło ;-)

Przesuwałem się w pozycjach do przodu doganiając 5 osób między 39 a 49 km . Niestety na około 52-53 kilometrze chwila nieuwagi, zagadanie się z kompanem i nastąpiło zboczenie z trasy a następnie powrót i w sumie jak pokazał Garmin nadłożenie 1,7km. To dało jakieś 10 minut w plecy i spadek o 4 pozycje ;/ Potem szaleńczy pościg, przyspieszenie o 30s na kilometrze jednak gdy po 4-5 kilometrach nikogo z uciekających nie widziałem na horyzoncie , powróciłem do poprzedniego tempa aby nie podjechać się. Odrabiając straty jak się potem okazało na ostatnich 20 km nadrobiłem ponad 8 minut i do uciekającej trójki przede mną miałem od 1-2 minut....jeszcze trochę trasy i dogoniłbym ich ;-) W sumie z nadrobieniem trasy przebiegłem 76,7 km w czasie 7:35h co dało tempo 5:55/km z czego jestem zadowolony a przede wszystkim, że żywym krokiem z uśmiechem wbiegłem na metę ;-) Miejsce 12 na 100 osób. Bardzo dobrym objawem było to, że dzień po, jak i w kolejnych dniach nie było zakwasów ani tzw ciężkich nóg. Czyli wszystko idzie w dobrym kierunku. Choć w stosunku do Sparty te 75 km wydaje się krótkie jak przystawka przed głównym daniem ;)